Generalnie pisze mi się raczej łatwo. Wiecie, pisać lubiłem
od podstawówki, to i jakoś sprawnie mi to teraz idzie. To znaczy przeważnie. Bo
są teksty takie jak ten, do napisania których zabieram się po tydzień – dwa,
często łapiąc się na tym, że przez 20-30 minut patrzę się tępo w monitor i
myślę o czymś zupełnie innym.
Ostatnim tekstem na Kwadraturze było moje świadectwo. Czasu
na jego przeczytanie było sporo, generalnie wiem, że niektórzy ludzie mają do
opowiedzenia znacznie lepsze, piękniejsze, bardziej dramatyczne i tak dalej,
ale myślę, że ważna jest również różnorodność, więc postanowiłem spisać też
swoje własne. Dziś, a piszę te słowa będąc już po tegorocznych rekolekcjach,
dwóch pielgrzymkach do Częstochowy i dołączeniu do grupy oazowej, chciałbym
podzielić się z wami moją opinią na temat wspólnoty.
Wiecie, kościół to nie tylko budynek. Przede wszystkim
Kościół to ludzie, czyli wspólnota. Jesteście już bogatsi w wiedzę o to, że mój
wzrost świadomości wiary miał miejsce jakieś trzy lata temu. Czy od tego czasu
wszystko było idealnie? Nie, oczywiście, że nie. A z czym miałem i mam nadal
największy problem? Właśnie ze wspólnotą.
Kiedy jeszcze poszukiwałem wiary jako „praktykujący – nie bardzo
wierzący” postanowiłem spróbować swoich sił w oazie. I powiem szczerze, odbiłem
się. Jeśli chodzi o księdza, nie mogę
narzekać. Ale jakiś problem był we mnie. O ile nie jestem bardzo zamknięty na
ludzi, o tyle nie przepadam za tłumem. Generalnie jestem raczej typem
człowieka, który woli wąskie grono znajomych. I w tym chyba tkwiło sedno.
Widzicie, z jednej strony Kościół mają tworzyć ludzie – no ale
z drugiej nie każdy może odczuwać potrzebę silnej integracji. I pojawia się
pytanie – co robić? Otóż według mnie przede wszystkim nie ciągnąć nikogo na
siłę do kościoła/Kościoła. Kiedyś wydawało mi się, że wiara nie musi równać się
integracji.
No właśnie, kiedyś. Bo teraz pomału zaczynam zmieniać
zdanie. Nie uczestnicząc czynnie w życiu Kościoła wcale nie czułem się z tym
źle. Sęk w tym, że odkąd w nim uczestniczę (na razie na poziomie raczkującym,
ale zawsze), czuję się lepiej. Poza tym chyba na dobre wychodzi mi nieco
dłuższy kontakt z ludźmi.
Teraz będzie coś na kształt reklamy, uprzedzam. Jeśli
myślisz nad tym, czy wiara ma sens, czy coś z tobą jest nie tak, czy twoje
życie nie stało się nijakie – przyjdź na spotkanie oazy. Dla mnie najbardziej
pozytywnym doświadczeniem jest widok młodych ludzi, którzy nie wstydzą się
tego, w kogo wierzą. I to jest właśnie budujące. Do tego dodajmy analizę Pisma
Świętego, omawianie co trudniejszych tematów związanych z religią, ale też i
śpiew czy luźne rozmowy. Wtedy tworzy się obraz miejsca, w którym nie tylko
pogłębisz swoją wiarę, ale przede wszystkim dobrze spędzisz czas.
No i w końcu podłączysz się do życia we wspólnocie.
Jakby ktoś chciał:
A tu z nieco innej beczki – jak kojarzycie Soczewkę (na
którą też coś tam kiedyś pisałem), to wiedzcie, że powstała strona, której
warto się przyjrzeć, zważywszy na skład jej redakcji. Dobra propozycja dla
ludzi, którzy lubią tematykę konserwatywną –
PrawoMocni,