Dziś temat będzie dość trudny. Trudny, ponieważ dotyczy on
milczenia. Przeważnie komunikujemy się za pomocą głosu, jednak czasem to
właśnie paradoksalnie brakiem użycia słów wyrażamy najwięcej.
Zacznę od wydarzenia sprzed kilku tygodni. Musimy przenieść
się do Argentyny, gdzie ruch feministyczny postanowił dać o sobie znać. Spora
liczba feministek (brzydzę się w tym wypadku użyć słowa „kobieta”) zdecydowała
się na próbę sprofanowania katedry w San Juan.
Atak miał miejsce podczas Krajowej Konferencji Kobiet.
Trzydniowe debaty na temat prawa do aborcji, zwiększaniu praw mniejszości, a
także walce z Kościołem. No właśnie – walki z Kościołem.
Ponad 7 000 feministek (wspieranych przez pedałów ze środowiska
LGTB) postanowiło pokazać swoją siłę. Zaczęło się od spalenia kukły papieża. Następnym
celem była katedra. Jednak z odsieczą przyszła 1 500 osobowa grupa
katolików. Młodzi ludzie utworzyli dookoła budynku zwarty kordon, nie
pozwalając bezmózgiej hordzie wedrzeć się do środka.
Cały świat mógł zobaczyć pokaz siły milczenia. Pokaz siły
wiary, pokaz walki bez użycia siły. I co najważniejsze – pokaz zwyciężania w
imię Jezusa Chrystusa.
Ci ludzie byli bici, opluwani, obrażani, poniżani. Ale to
ich nie złamało. Swą siłę czerpali z modlitwy, co wydaje się wręcz niemożliwe.
Dostaliśmy dowód na to, że z Bogiem w sercu możemy dokonywać rzeczy wielkich. W
końcu wszyscy dostali jasny dowód na to, że katolicyzm nie wiąże się tylko z
inkwizycjami czy też wyprawami krzyżowymi. Podczas gdy dla lewicy walka oznacza
niszczenie, wyszydzanie, poniżanie, chrześcijaństwo pokazuje, że walczyć – i
wygrywać! – można wyłącznie przez swoją postawę. Poprzez niemy protest, który będzie
symbolem zwycięstwa dla całego prawicowego świata.
Zresztą, obejrzyjcie sobie po prostu film. Tylko uwaga,
zawiera naprawdę mocne sceny.
Każdy kij ma dwa końce. Z milczeniem jest podobnie. Są
sytuacje, gdy milczeć po prostu nie wolno. W sumie to jest to już spóźnione
spostrzeżenie, ponieważ tyczy się ono Marszu Niepodległości, który odbył się w
listopadzie.
Dyskusje w mediach były ogromne. Większość z nich była jawną
prowokacją, inne wydawały mi się bezcelowe z uwagi na stawiane zarzuty. Już
mniejsza o to, czy MN 2013 miał więcej skutków pozytywnych czy negatywnych, nie
o to mi się teraz rozchodzi. Ważniejszy wydaje mi się zarzut redaktor Agnieszki
Gozdyry do Krzysztofa Bosaka, przedstawiciela Ruchu Narodowego. Otóż padło na
ich spotkaniu zdanie: „Mieliście prawo milczeć, ale z niego nie
skorzystaliście.”
Chodziło jej o to, że MN 2013 musi być postrzegany wyłącznie
jako zjawisko negatywne. Jako porażka Ruchu Narodowego. Jako dewastacja miasta.
Jako promowanie faszyzmu. Od pana Bosaka oczekiwano najwyraźniej przeprosin.
Przeprosin i niczego więcej.
No to na co komu takie debaty?
Czy sensem rozmowy nie jest przedstawienie swoich racji i
osiągnięcie konsensusu? Jak wielką plamę dają media, które nakazują gościom
programu milczeć? To może lepiej w ogóle nie zapraszać i po prostu siać
propagandę?
Są sytuacje, w których milczenie jest cichą akceptacją tego,
co dzieje się wokół nas. Dlatego musimy pokazywać, że nam wciąż zależy. I
stawiać się, dawać innym przykład. Pokażmy, że potrafimy myśleć samodzielnie i nie
potrzebujemy, żeby ktoś robił to za nas.
A wszystkim księżą i siostrom zakonnym życzę dziś
wszystkiego najlepszego z okazji ich święta. No a przede wszystkim takiej
wiary, jaką pokazali wierni w Argentynie.