„Język prostaka
powinien wiedzieć, do czego jest przeznaczony. Bóg dał go prostakowi bynajmniej
nie po to, aby nim obracał, lecz aby lizał buty swego pana, do którego
przynależy od wieków.” ~ Kiun, „Trudno być bogiem”
Nigdy nie ciągnęło mnie do gatunku science fiction. Zawsze
uważałem, że opowieści o robotach,
przepełnione opisami wymyślnych cudów techniki do mnie nie przemówią. I chyba
się nie pomyliłem. Na szczęście książka „Trudno być bogiem” braci Strugackich
otworzyła mi oczy na gatunek, który wyobrażałem sobie zupełnie inaczej.
Już od samego początku lektura jest niezwykle pasjonująca.
Trzeba jednak zauważyć, że to głównie dlatego, iż czytelnik od razu jest
rzucony na głęboką wodę. Autorzy celowo niezwykle szczątkowo opisują na
początku świat, który z każdą kolejną przeczytaną stroną staje się dla nas
bardziej klarowny. Kłopotliwe może być dla niektórych pierwsze kilkadziesiąt
stron książki (a więc prawie połowa), niezwykle ciężko jest zorientować się w
sytuacji, w której znaleźli się bohaterowie.
Wszechświat jest ogromny, nieprawdaż? Jak się okazuje nie
tylko Ziemia zamieszkiwana jest przez istoty rozumne. Często w filmach pojawia
się motyw inwazji obcych na naszą ojczystą planetę, tym razem jest nieco
inaczej. To ludzie, którzy technologicznie wyprzedzili inne cywilizacje,
starają się wpłynąć na inne pozaziemskie istoty. Grupy wysłanników wędrują więc
na obce planety i bacznie obserwują rozwój innych społeczeństw. Co istotne,
ludzcy szpiedzy nie mają prawa ingerencji w życie innych żywych organizmów.
Choćby natrafili na brutalną odmianę naszej rasy, nie mogą podjąć z nią walki i
wprowadzić własnego porządku.
Tak więc ziemscy wysłannicy skupiają się na zwykłym
kontakcie z innymi cywilizacjami. Nasi szpiedzy dysponują niezwykłą
technologią, są więc traktowani na równi z bogami. Książka „Trudno być bogiem”
skupia się na wydarzeniach ze świata Arkanaru. Panuje tam niejaki Don Reba.
Czas i miejsce akcji jest stylizowane na odpowiednik naszego średniowiecza.
Nawet ludzcy agenci starają się nie wyróżniać zbytnio od otoczenia. Oczywiście
swą wyższość podkreślają czasem na przykład poprzez podróżowanie helikopterami,
czy też używanie niemalże niezniszczalnych kolczug.
Każdy wysłannik ma jednak swoją misję. Dość szybko poznajemy
Don Rumatę, władającego dwoma mieczami wojownika, oczywiście tylko w świecie
Arkanaru. Jego zadaniem jest ocalenie jak największej ilości uczonych. Ci są
masowo mordowani przez żądnego krwi Don Rebę. Władca dobrze wie, że nad prostym
ludem dużo prościej będzie mu panować. Dlatego też zamierza szerzyć
analfabetyzm i ogólną niechęć do nauki.
Główny bohater – Don Rumata – został przedstawiony bardzo
naturalnie. To nie jest heros chcący wywołać chaos i zamęt. Jest to postać
nieco zagubiona w nowym świecie. Czytelnik będzie śledził jego wzloty i upadki,
razem z nim będzie zawierał nowe przyjaźnie, doceniał znaczenie miłości. Bardzo
łatwo jest się z nim utożsamić, tym bardziej, że w zasadzie na jego miejscu
mógłby być każdy z nas.
Książka składa się w zasadzie z dwóch członów. Pierwszym z nich
jest opowieść o człowieku, który pragnie stworzyć obcym ludziom lepszy świat. Drugi
z kolei obrazuje problemy „boga” borykającego się z władzą. Z pewnością
historia wysnuta przez braci Strugackich skłania do przemyśleń. Choć książka
powstała w roku 1964, w dalszym ciągu dylematy w niej poruszane są aktualne.
Pojawiają się pytania dotyczące społeczeństwa, czy można w nie ingerować? Czy
można podporządkowywać ludzi do swojej woli? Co odróżnia dobrego władcę od
tyrana, skoro obaj wyrządzają szkody? Czy pojęcie „monopolu na własną
ideologię” nie jest aby zbyt dużym przejawem egoizmu?
Bracia Strugaccy idealnie spletli ze sobą znakomitą historię
wraz z ważnym dla świata przesłaniem. Sięgając po książkę „Trudno być bogiem”
nie sądziłem, że będzie to opowieść niosąca ze sobą tak duże wartości moralne.
Chyba lepiej nie mogłem zacząć swojej przygody z science fiction. Polecam
każdemu!
Ocena: 10/10
Wydawnictwo: Prószyński
i S-ka
Cena: 18.99
Autorzy: Arkadij i Borys Strugaccy
To teraz czas na "Przenicowany świat" :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę. ;) Chociaż bardziej kusi mnie "Poniedziałek zaczyna się w sobotę". Przyznam szczerze, sugeruję się wyłącznie tytułem. Niemniej jednak z kilkoma pozycjami braci Strugackich zamierzam się jeszcze zapoznać.
UsuńBo Strugaccy są po prostu genialni. 8) Btw., właśnie czytam "Trudno być bogiem" (z tego też powodu Twoją recenzję przeczytałam trochę pobieżnie, panicznie bojąc się spojlerów albo narzucenia sobie cudzej interpretacji). ;) "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" jest bardzo fajne - dość zabawne i lekkie, z ciekawym twistem. Zdecydowanie nie musisz się tam obawiać o roboty i inne rzeczy, które Cię nie jarają. ;) Jeszcze mogę polecić "Piknik na skraju drogi", choć nie jest tak... czy ja wiem? beztroskie jak "Poniedziałek...".
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to super, że przekonujesz się do gatunku - bo w sumie to gatunek bardzo obszerny i naprawdę te osławione techniczne, drobiazgowe opisy i wymyślne roboty to tylko kropla w morzu. Kropla, którą można bez bólu ominąć, jak się chce (och, powiedziała Fraa robiąc mądrą minę, a sama dopiero się oswaja z największymi klasykami gatunku, heh...).
Jak skończysz czytać, to koniecznie napisz, co sądzisz o książce. Zobaczymy, może będziesz pierwszą, która doszczętnie zmiażdży mnie jako początkującego recenzenta. :]
UsuńCo sądzę - napisałam u siebie. :)
UsuńI nie widzę powodu do miażdżenia - tym bardziej, że sama jestem niezmiennie początkująca. xD Niemniej wreszcie przeczytałam Twoją reckę od deski do deski - cóż, w każdym razie muszę się z Tobą zgodzić, że "Trudno być bogiem" jest świetną powieścią, o której trudno zapomnieć. :) W sumie u siebie jakoś o tym nie napisałam, u Ciebie też tego nie widzę, ale jak teraz o tym myślę, to tak naprawdę cały ten moralny dylemat o narzucaniu jakiemuś ludowi swojego światopoglądu bardzo zalatuje ot, choćby naszym ziemskim, świetnie znanym kolonializmem. Światli Europejczycy i Amerykanie wysiadali z okrętów na dzikich brzegach i "uszczęśliwiali" tubylców. I nadal to robią. I co dobrego z tego wynika? Cóż, można dyskutować.
Kolonializm? Masz rację, w sumie to nawet nie zwróciłem na to uwagi. Zapewne dlatego, że moim pierwszym skojarzeniem był komunizm. Jednak sam kolonializm jest chyba bardziej trafnym porównaniem. Może z tym wyjątkiem, że każdy kolonialista jechał z myślą zasiedlenia się na swoich zasadach. Tutaj większość ludzi jednak dostosowuje się do życia napotkanej cywilizacji. No a przynajmniej próbuje. :)
Usuń