Najczęściej czytane

Archive for kwietnia 2014

Hitler bohaterem wszech czasów?

By : Unknown
Powiem wam, co mnie od dawna frustruje. Bohaterowie historyczni. Na dobrą sprawę uważam, że nie ma czegoś takiego jak persona powszechnie uważana za godną podziwu.



No może i są takowe, ale nie spośród dowódców. Dlaczego tak uważam? Ano dlatego, że każdy, ale to absolutnie każdy znany przywódca doszedł do władzy po śladach czyjejś krwi. A nawet jeśli nie doszedł do głosu poprzez mord, to potem jednak krew rozlał. Jakieś przykłady? A mam.

Przykład pierwszy – Juliusz Cezar                  

No czyż nie kojarzy się nam pozytywnie? Wielki Rzym, na czele którego stał. Wieńce laurowe, wielkie batalie, w których zawsze zwyciężał. O właśnie – batalie. Zastanówmy się – czy jest coś takiego jak dobra wojna? Jaki konflikt zbrojny jest usprawiedliwiony? Może tylko taki, gdy przyjdzie nam się bronić, generalnie nie popieram jakichkolwiek aktów agresji mających na celu korzyści materialne/terytorialne.

A nasz Julek? Spójrzmy, dziesiątki bitew, monstrualny rozrost Rzymu. To słynne już: „Alea iacta est” (kości zostały rzucone) – gdzie w tym wielkość? Okey, Cezar był dobrym przywódcą. Odniósł całą masę sukcesów, dokonał wielu trafnych reform. Zauważmy jednak, że dążył również do ciągłego powiększania swego terytorium. Kosztem życia ludzi. Często nie mających z Rzymem nic wspólnego ponad to, że jakiś tam władca chce włączyć ich ziemie w swe posiadanie.

Przykład drugi – Napoleon Bonaparte

Jak to tak? Hejtować wielkiego Napoleona („wielkiego” :])? Przecież postawił się carowi, był po stronie Polaków, utworzył Księstwo Warszawskie! A i owszem, utworzył. I chwała mu za to. Jednak i tutaj nie można powiedzieć, że Francuz był idealny. Przykładem będzie choćby wojna z Hiszpanią, która pokazuje, że nawet dobrego sojusznika Napoleon był skłonny zaatakować, o ile ten nie chciał zaspokoić jego żądań (a próba wymuszenia wglądu w sprawy polityczne Hiszpanii i ustanowienie swego brata na króla było żądaniem głupim).

Znów głupio przelana krew. I w Hiszpanii, i pod Moskwą. Ilu ludzi w ogóle z wyprawy na Rosję wróciło? Ilu zginęło w walce, a ilu padło z zimna? I to w imię czego? W imię ambicji moi drodzy, w imię ambicji.

Przejdę teraz do sedna. W moim mniemaniu taki Cezar czy Napoleon niewiele różnią się od Hitlera czy też Stalina. Wszyscy mieli chore ambicje, żądzę wygrywania pomimo wszelkich kosztów. Wysyłali swych ludzi do walki, by ci ginęli w imię swego wodza. Wodza, który pojedyncze jednostki miał gdzieś (cytuję Stalina „Ja mam ludzi mnogo” – na wieść o stratach w ludności poniesionych przez ZSRR), liczyły się tylko sukcesy.
Oczywiście każdy z nich stawiał przed sobą różne cele. Jednak co tak naprawdę sprawia, że Bonaparte czy też Cezar kojarzą nam się jako wielcy wodzowie, a na samo wspomnienie o Hitlerze czy Stalinie zgrzytamy zębami?

Otóż rozchodzi się tu moim zdaniem o dwie rzeczy:

1*      Historię – im większy upływ czasu, tym z większym dystansem podchodzimy do pewnych zdarzeń.
2*      Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – Bonaparte pomagał Polakom!!! Przepędził Ruska! A Hitler i Stalin nas najechali, no to oczywiste, że są źli!!!

No właśnie – i tu mała ciekawostka. Tacy Węgrzy na przykład nie oceniają Hitlera aż tak krytycznie jak Polacy. Nie zapominajmy, że przez pewien czas byli jego sojusznikiem. Z kolei w Rosji wciąż stoją pomniki Stalina. No i nie tylko tam.

Łatwo więc zaobserwować, że to, co myślimy o konkretnych ludziach, zależy od tego, kim jesteśmy. I jak świeża jest nasza pamięć (i dobra wiedza…) o nich.


Czy uważam któregokolwiek z nich za bohatera? Absolutnie nie, ale nie oznacza to, że nie uznaję należnego im miejsca na kartach historii.

Droga Krzyżowa w obrazach Jerzego Dudy Gracza

By : Unknown
Hej!

Dziś będzie mało do czytania, za to całkiem sporo do oglądania i refleksji. Byłem ostatnio w Częstochowie, tam też natknąłem się na obrazy Jerzego Dudy Gracza. Przedstawiają one współczesną wersję Drogi Krzyżowej. Jak mawiał sam autor: "Nasza Golgota jest tu i teraz".

Pragnę tylko zwrócić uwagę na obecny motyw samotności. Jezus musiał mierzyć się z własnym krzyżem (dosłownie i w przenośni) samotnie. Jest to moim zdaniem istotne, ponieważ zaraz po zmartwychwstaniu następuje wybaczenie. Dzięki temu jako chrześcijanie dostaliśmy jasny przekaz - wybaczenie kluczem do zbawienia.


















































Obrazów jest 17, nie 14, to również dość istotna różnica. Co myślicie o takim ukazaniu Drogi Krzyżowej? Do mnie te obrazy trafiają jakoś bardziej. Może to przez swoją dosadność, może przez pewne łamanie barier. A może po prostu dlatego, że są umiejscowione w czasach, w których przyszło mi żyć.

Wypadek pod Chełmnem, czyli selekcja naturalna

By : Unknown
Nie bardzo żywię się pożywką medialną jakimi są kolejne to afery społeczne dziejące się na terenie naszego pięknego kraju. Nie bardzo obchodzi mnie to, w jakim miejscu był pożar, komu komornik zajął mieszkanie, jak żyje się Trynkiewiczowi czy też niejakiej MMM - Matce Małej Madzi.



Dlatego też o wypadku pod Chełmnem dowiedziałem się przypadkowo. Z ciekawości przyjrzałem się sprawie bliżej. Jeśli ktoś nie wie, to w nocy z 12 na 13 kwietnia grupa młodych ludzi (13-17 lat) zabiła się jadąc autem. 7 ofiar śmiertelnych, 2 ranne. Smutne? Tragiczne? I tak, i nie.

Pomyślmy, młodzi zrobili sobie ognisko, trochę popili, zarąbali kluczyki od auta rodzicom i ruszyli pojeździć sobie w teren. Potem to już poszło z górki – zakręt, wjazd w drzewo, śmierć. Bawią mnie osoby, które narzekają na drzewa stojące przy drodze. No, może zbyt wąskie jezdnie jeszcze faktycznie są problemem, ale drzewa? No kurde, jeśli kierowca stracił panowanie nad kierownicą – to jego wina, nie drzewa.
Poza tym w wyżej wymienionym wypadku prawka nie miał nikt. Głupota zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem. A że przyszło za to zapłacić im śmiercią? Cóż, trudno.

Lubimy zwalać winę na innych. Dlaczego tak trudno powiedzieć – kretyni zachowali się jak kretyni, no to zginęli? Za to we wszystkich portalach, które specjalnie przejrzałem widać tylko i wyłącznie lament, jacy to oni byli młodzi, ile to jeszcze życia było przed nimi, no i właśnie jazda po tych drzewach.

No właśnie – drzewach. Po co są one przy jezdni? Nie, to nie jest tylko funkcja ozdobna. Zimą chronią ulice przed śniegiem, jesienią przed silnym wiatrem. Owszem, auto, które wyleci za jezdnię prawdopodobnie w nie uderzy. Jednak zastanówmy się nad tym, czyja to wina – drzewa – czy też może kierowcy, który z jakiegoś powodu z drogi wyleciał? Inna sprawa, że jezdnie powinny być szersze i mieć mniej dziur.


Jakoś ciężko jest mi się zdobyć na współczucie dla tych 9 osób. Bardziej myślę o ich rodzinach, przyjaciołach. Nie wydaje mi się jednak, żeby ich strata była niepowetowana. Ot po prostu mamy przykład selekcji naturalnej. Ktoś popełnia poważną głupotę, bawi się w dorosłego, przypłaca to życiem. Może chociaż inni dzięki temu przykładowi będą mądrzejsi. 

Życie we wspólnocie

By : Unknown
Generalnie pisze mi się raczej łatwo. Wiecie, pisać lubiłem od podstawówki, to i jakoś sprawnie mi to teraz idzie. To znaczy przeważnie. Bo są teksty takie jak ten, do napisania których zabieram się po tydzień – dwa, często łapiąc się na tym, że przez 20-30 minut patrzę się tępo w monitor i myślę o czymś zupełnie innym.



Ostatnim tekstem na Kwadraturze było moje świadectwo. Czasu na jego przeczytanie było sporo, generalnie wiem, że niektórzy ludzie mają do opowiedzenia znacznie lepsze, piękniejsze, bardziej dramatyczne i tak dalej, ale myślę, że ważna jest również różnorodność, więc postanowiłem spisać też swoje własne. Dziś, a piszę te słowa będąc już po tegorocznych rekolekcjach, dwóch pielgrzymkach do Częstochowy i dołączeniu do grupy oazowej, chciałbym podzielić się z wami moją opinią na temat wspólnoty.

Wiecie, kościół to nie tylko budynek. Przede wszystkim Kościół to ludzie, czyli wspólnota. Jesteście już bogatsi w wiedzę o to, że mój wzrost świadomości wiary miał miejsce jakieś trzy lata temu. Czy od tego czasu wszystko było idealnie? Nie, oczywiście, że nie. A z czym miałem i mam nadal największy problem? Właśnie ze wspólnotą.

Kiedy jeszcze poszukiwałem wiary jako „praktykujący – nie bardzo wierzący” postanowiłem spróbować swoich sił w oazie. I powiem szczerze, odbiłem się. Jeśli chodzi o księdza, nie mogę narzekać. Ale jakiś problem był we mnie. O ile nie jestem bardzo zamknięty na ludzi, o tyle nie przepadam za tłumem. Generalnie jestem raczej typem człowieka, który woli wąskie grono znajomych. I w tym chyba tkwiło sedno.

Widzicie, z jednej strony Kościół mają tworzyć ludzie – no ale z drugiej nie każdy może odczuwać potrzebę silnej integracji. I pojawia się pytanie – co robić? Otóż według mnie przede wszystkim nie ciągnąć nikogo na siłę do kościoła/Kościoła. Kiedyś wydawało mi się, że wiara nie musi równać się integracji.

No właśnie, kiedyś. Bo teraz pomału zaczynam zmieniać zdanie. Nie uczestnicząc czynnie w życiu Kościoła wcale nie czułem się z tym źle. Sęk w tym, że odkąd w nim uczestniczę (na razie na poziomie raczkującym, ale zawsze), czuję się lepiej. Poza tym chyba na dobre wychodzi mi nieco dłuższy kontakt z ludźmi.

Teraz będzie coś na kształt reklamy, uprzedzam. Jeśli myślisz nad tym, czy wiara ma sens, czy coś z tobą jest nie tak, czy twoje życie nie stało się nijakie – przyjdź na spotkanie oazy. Dla mnie najbardziej pozytywnym doświadczeniem jest widok młodych ludzi, którzy nie wstydzą się tego, w kogo wierzą. I to jest właśnie budujące. Do tego dodajmy analizę Pisma Świętego, omawianie co trudniejszych tematów związanych z religią, ale też i śpiew czy luźne rozmowy. Wtedy tworzy się obraz miejsca, w którym nie tylko pogłębisz swoją wiarę, ale przede wszystkim dobrze spędzisz czas.

No i w końcu podłączysz się do życia we wspólnocie.

Jakby ktoś chciał:


A tu z nieco innej beczki – jak kojarzycie Soczewkę (na którą też coś tam kiedyś pisałem), to wiedzcie, że powstała strona, której warto się przyjrzeć, zważywszy na skład jej redakcji. Dobra propozycja dla ludzi, którzy lubią tematykę konserwatywną – PrawoMocni,

- Copyright © Kwadratura Koła - Date A Live - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -