Dobra jest, tym razem tekst Bartka Dubiaka. Jak ktoś czyta
Kwadraturę, to wie, czego się może spodziewać. A jak ktoś nie wie, to niech
przeczyta ten, a potem poszuka innych jego wpisów. Tyle ode mnie. Aha, jeśli
nie zrozumiecie któregoś fragmentu tekstu, nie martwcie się. Ja też nie jestem
w stanie tego ogarnąć.
Idę.wracam.szkoła.wieczór.samotny.sam.muzyka.książka.gówno.Piątek.
Z PAMIĘTNIKA WARIATA. porozmawiaj ze sobą.
Wiesz jak czuje się po
powrocie ze szkoły do domu w piątkowy wieczór? Tak po prostu, wiesz?
Czuję się jak puszka konserwy wrzucona między słoiki z
czerwoną fasolą. trafiony w dziwny sposób, rzucony i ustawiony przypadkiem. to
jak wkraczać w nowy świat, tylko bez szczelnie określonego celu, bez adresu
kreskowego na plecach, z ryzykiem - bez twardego hermetycznego zamknięcia.
Wiesz co dzieje się ze
mną siedzącym sam na sam ze sobą w pokoju? Tak po prostu, wiesz?
Rzucam się w ciepłą od tygodni ścianę, pochłania mnie w
pełni, choć odraża ją zapach wczorajszego piwa, wypitego za smutki, wychlanego
za nią. Nigdy mnie nie docenia, chyba stara się mnie zagiąć, złamać w pół, choć
zna żelazność mego rdzenia. Jest taka odważna i beznadziejna. Co się stanie
kiedy żarówka świecąca z mocą sześćdziesięciu watów, stłuczona i sklejona
kawałek po kawałeczku, wkręcona do przewodu zaświeci? Stanie się ciemność. Bo
coś rozjebane, rozpierdolone i rozbełtane nawet po dobrej radzie sklejenia do
kupy, nigdy nie będzie wysypiskiem czasu przed stłuczeniem. To życie mnie
czegoś uczy, chyba że nie żyję i nie dostrzegam nauki życia, a naukę własną.
Może uczę się sam, może uczę innych, może innych nie ma? Nie wiem. Nie mnie to
oceniać, zostawię to innym. inni inność innych innego inna innej inności
innowacyjności inni Dociera do mnie strach. Taki mały pan, w beżowym kapeluszu.
Ładnie choć przesadnie ubrany. Lubię przepych. Podnieca mnie. Ten pan mnie
podnieca? To inność jakaś? czy są inni ,żeby odpowiedzieć? Inni, czy to jakaś
inność? Ma czarne wygodne buty, przeplatane złotą nicią, zwieńczone złotą
sprzążką. Płaszcz taki długi, długi, długi, do ziemi chyba, może dłuższy. I ta
apaszka, w niej jest wszystko. Ma wszystkową apaszkę. On tak przychodzi,
odwiedza mnie, często bywa, pije kawę. Często wymyśla niestworzone historie jak
ta z siedzeniem na suficie. On jest śmieszny, hahahaha. To nie miało nigdy
miejsca.
Wiesz jak radzę sobie
ze strachem w piątkowe wieczory? Wiesz jak? Tak, po prostu wiesz?
On zawsze przychodzi elegancko ubrany, tak przesadnie. Lubię
przepych. W takim bezowym kapeluszu. Kiedyś jak starczy czasu narysuje ci jego
wygląd i usposobienie. On zawsze długo siedzi. Chce herbatę. Nie podaję mu
zwykłej , tylko tę indyjską, arabikę, odziedziczoną po babci, zapisała mi ją w
testamencie. Jestem największym zaszczytem rodziny, no. Pijemy tę herbatę, mało
jej pijemy. Dużo się wylewa na podłogę, na nasze głowy. Nie mam stolika pijemy
na kloszach żyrandola. Pijemy sobie na suficie wiesz? sufit sufitem sufickie
sufitowe sufitu spod sufitu znad sufitu pod sufitem obok sufitu Rozmawiamy o
naszych wspólnych problemach, rozmowa pomaga, czuje się przy nim coraz to nowo
otwieraną konserwą, non stop kupowaną, pochłanianą, aż do śmierci, albo do
czegoś większego, do znudzenia, do niechcenia, do wymiocin. On mnie ogarnia,
ale nie ogarnia w sensie ogarniającym ciało, bo nie robimy nic złego i nic
ogarniającego. On mnie po prostu wyprzedza wiesz? A ja boje się wymijania i
wyścigów. Boję się zatrzymania serca. On o tym wie i odbija mi każde uderzenie,
każde bicie, każde puk-puk, rozumiesz? Chciałbym popukać, ale on to szybciej
ogarnia.
Wiesz jak jest z
dzieleniem piątkowego wieczoru? Jakie strefy są, wiesz? Jakimi prawami się
rządzą? Tak po prostu, wiesz?
Jest strefa marketingowa, kiedy sprzedajesz co masz
najlepsze. Od rzęs po kości policzkowe, od oczu po mózg i tym podobne.
Sprzedajesz i idziesz dalej. Jak oddasz serce to starczy na paczkę fajek. Ja
oddałem już trzy. To dobry interes. Tak szybko oddałem serca, a jak długo się
okopciłem. To był piękny wieczór, wtedy, po powrocie ściana w pokoju biła mi
brawo. Wiesz, to były tak dobre oklaski jak występ pod wieżą Eiffla, albo
odczytanie własnego wiersza na zapełnionym Koloseum. Wczoraj zazdrościłem
Różewiczowi. Miał cały Rzym u stóp, a Koloseum ubrał w nowe znaczenia. Co on
wtedy czytał… coś do matki, żałował że nie pokazał jej morza, a ona tak bardzo
chciała, on jej tak długo obiecał. Może sprzedał mózg i nie pamiętał? Albo
lepiej! Pamięć oddał. Zapytam o to później. Ten mistrz na bank pamięta. I masz
jeszcze drugą strefę, taką bardziej radosną, bo pociągową. Tam ogarniają się
wszystkie twoje pociągi, one się mieszają, tańczą, tworzą mieszankę, której
żaden samo nazwany chemik nie rozbuduje. Twoje niebo łączy się z każdym innym
piekłem tego świata. Wiesz, to działa na zasadzie łączności charakterów, takie
przeciwieństwo platońskim połówek. Jak bywasz na haju to wiesz o co biega.
Cisza łączy się z krzykiem ginących, najgorszy jest krzyk palonych i prutych,
wtedy się dzieje. Wiem, bo koledzy opowiadali, a wiesz nie mam kolegów. Jak
zobaczysz geja, to z czym go połączysz? Właśnie, z niczym. Bo dzisiaj to obiekt
niezidentyfikowany. Żadnej cioty nie przypasujesz do innej, bo to jest warunek
świata. Jak się sprzeciwisz to cię ukamienują i skończysz jak ja, na regale z
fasolą. Chyba, że lubisz fasolę, wtedy możesz znaleźć z nią wspólny pociąg,
zbratać się. Jak osiągniesz wspólny luft, mogą cię zidentyfikować i możesz być
obywatelem tego świata.
Wiesz jak radzę sobie
ze stresem w piątkowy wieczór? Tak po prostu, wiesz?
Co? Nie wiem? Kto
mówi? Halo? Proszę pana? sobota. 24.01.2013. 00:01. wspominam Wigilię, wiesz?