Najczęściej czytane

Posted by : Unknown czwartek, 14 marca 2013

Czasem nierozważnie używamy niektórych słów. Są one bardziej wieloznaczne, niż mogłoby się nam na początku wydawać. Kiedyś pisałem o słowie „kocham”, teraz z kolei skupię się na wyrażeniu „nienawidzę”.
Myślę, że wielu z nas kiedyś użyło tego wyrazu. Śmiem nawet twierdzić, że zrobiliśmy to z rozpędu, bez większego zastanowienia. Bo czymże dla nas jest nienawiść? Dla mnie jest to obrzydzenie, wzgardzenie drugą osobą. Jasny przekaz dla kogoś, komu chcemy przekazać, że wiążemy z nim same negatywne odczucia. I tutaj pojawia się problem. Ile razy mówiliśmy „nienawidzę cię!” do przyjaciół, rodziców? Ja stanowczo zbyt często.


Według mnie spłyciłem sam sobie znaczenie tego słowa. Utworzyłem dla niego synonimy, które nie mają zbyt wiele wspólnego z jego prawdziwą definicją. No bo czy mała dziewczynka krzycząca do swojej mamy „nienawidzę Cię!” w sklepie, gdy ta nie chce jej kupić nowej zabawki naprawdę darzy ją takim uczuciem, jakie opisałem powyżej? Wątpię, po prostu robi to pod wpływem aktualnego samopoczucia.
Ja sam kilkakrotnie dałem się ponieść emocjom, powiedziałem zbyt wiele. Powiedziałem coś, czego powiedzieć nie zamierzałem. Efekty nie są zbyt istotne.


Jednak czy nienawiść, ta prawdziwa i szczera, jest cechą całkowicie złą? Z pewnością może być toksyczna i wyniszczająca dla obu stron konfliktu. Ale czy zawsze? Lubię bazować na swoich doświadczeniach oraz książkach, tym razem posłużę się nieco innym przykładem.

Moim zdaniem nienawiść wzmacnia w nas determinację, sprawia, że zdobywamy się na większy wysiłek. Coś takiego możemy zaobserwować na przykład w sporcie. Dwie zwaśnione od dawien dawna drużyny stają naprzeciw siebie. Atmosfera jest napięta od kilku dni, gazety i kibice tylko ją podsycają. Wpływa to na zawodników, skacze im ciśnienie i w meczu dają z siebie więcej, niż podczas starć z innymi drużynami. Dla widowiska z pewnością jest to zjawisko pozytywne.

A w życiu? Rywalizacja również może prowadzić do poświęceń. Chęć nie tyle sukcesu, co zwyczajnego tryumfu nad rywalem dodaje nam sił. Ćwiczymy i staramy się nie dla końcowego sukcesu, o nie. My chcemy wygrać, bo to będzie oznaczało klęskę rywala. Mnie czasem bardziej od własnych zwycięstw bardziej cieszą porażki innych. To jednak zabija w dużej mierze tę czystą radość. Łatwo jest się w tym wszystkim zatracić.
Podobno jednak tylko nienawiść da nam odpowiednią siłę i energię do osiągnięcia niektórych sukcesów. Jestem skłonny się z tym zgodzić. Stawiam przed sobą różne cele, jednak tylko tam, gdzie pojawia się rywalizacja, nigdy nie nachodzą mnie myśli, aby sobie odpuścić. O tak, żądza pokonania rywala pobudza do działania. Nie oznacza to jednak, że zawsze należy wzbudzać w sobie odrazę do przeciwnika. Czysta rywalizacja może dać więcej przyjemności. Pytanie tylko, czy w wygrywaniu chodzi o przyjemność z niego płynącą, czy też raczej samo zwycięstwo nad innymi daje nam więcej satysfakcji?

Rozmawiałem kiedyś z kolegą, chłopak ćwiczył biegi. Codziennie pokonywał coraz to dłuższe dystanse. Zapytałem skąd bierze motywację do ćwiczeń. Odpowiedział mi, że czasem przypomina sobie zawody, w których kiedyś uczestniczył, wzbudza wtedy w sobie nienawiść do rywali. To podobno jest dla niego najlepszym motorem napędowym. Chęć zwyciężenia innych. Nieważne jakim kosztem.

Wydaje mi się, że w moim przypadku oznaczałoby to całkowite pozbawienie się radości z sukcesu. Jednak człowiek jest ze mnie taki, że osiągnięcia stawiam sobie nad przyjemnościami. Tryumf jest dla mnie ważniejszy od samego szczęścia z niego płynącego. Nie przeszkadza mi to jednak, powoli uczę się zdrowej rywalizacji, umiejętności przegrywania, doceniania wartości przeciwnika. Mam nadzieję, że gdy już opanuję te zdolności, to ta cała nienawiść i żądza sukcesu nie będzie mi w ogóle potrzebna. 

{ 5 komentarze... read them below or Comment }

  1. Myślę, że używanie słów "kocham" i "nienawidzę" w większości przypadków następuje pod wpływem emocji i czy jest to złe? Wcale nie.

    Rywalizacja jest ok. Zaczynam tracić do Ciebie szacunek po słowach "mnie czasem od własnych zwycięstw bardziej cieszą porażki innych". Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że mnie bardziej cieszą własne sukcesy niż czyjeś, ale NIGDY nie cieszyłam się z czyjejś porażki.
    Pokonanie kogoś, bycie o włos lepszym i sama walka tak, ale drużgocząca porażka rywala nie pozwoliłaby mi się cieszyć zwycięstwem.

    Zupełnie zszedłeś z tematu, urwałeś za szybko i o zgrozo jak mało napisałeś. Czuję niedosyt. Mam ochotę nawet coś dopowiedzieć od siebie, ale to Twój artykuł.

    Pozdrawiam.
    Serpo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Myślę, że używanie słów "kocham" i "nienawidzę" w większości przypadków następuje pod wpływem emocji i czy jest to złe? Wcale nie." - Jeśli nasze emocje przejawiają nasz faktyczny stan emocjonalny to tak, nie jest to złe.

      ,,Zaczynam tracić do Ciebie szacunek po słowach "mnie czasem od własnych zwycięstw bardziej cieszą porażki innych". Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że mnie bardziej cieszą własne sukcesy niż czyjeś, ale NIGDY nie cieszyłam się z czyjejś porażki." - A ja się cieszyłem. Pisząc te słowa miałem w pamięci pewną drużynę, z którą przyszło mi się zmierzyć. Traktowali wszystkich z góry, sugerowali reszcie poddanie się walkowerem. Ubliżali wszystkim zawodnikom, uważali się za lepszych. O ile same zawody traktowałem wcześniej wyłącznie jako zabawę, to w tamtym momencie liczyło się już tylko pokonanie ich. Nieważne jak. Byleby pokazać im miejsce w szeregu. i to o to mi chodziło. Myślę, że umiem przegrywać, docenić rywala itp. Po prostu są sytuacje, gdy walczysz o coś więcej niż pierwsze miejsce.

      ,,Zupełnie zszedłeś z tematu, urwałeś za szybko i o zgrozo jak mało napisałeś. Czuję niedosyt. Mam ochotę nawet coś dopowiedzieć od siebie, ale to Twój artykuł." - W zasadzie to nie zszedłem z tematu. Od samego początku miało to wyglądać w taki sposób. Jeśli taka forma do Ciebie nie przemówiła, to pewnie popełniłem błąd. A co do długości...Ja zawsze skracam swoje teksty. Czasem nawet o 3/4. Po prostu preferuję długość 600-850 słów dla konkretnego tekstu. Lubię nie wyczerpywać tematu. Może jednak będę musiał kiedyś zrobić jakąś wersję rozszerzoną tego arta.

      Skoro chcesz coś dopowiedzieć od siebie to pisz. Lubię, gdy ktoś pokazuje mi, że mam klapki na oczach. Tak więc wytykaj mi błędy bez krępacji, nie zamierzam się obrażać. A jeśli uważasz po prostu, że można było lepiej podejść do tematu - zrób własnego arta. Pokaż mi, jak to powinno zostać napisane. Albo chociaż skrobnij komentarz. :)

      Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o przykład z zawodnikami, u których media podsycają nienawiść, nigdzie nie można przesadzić. Gdyby oni po prostu grali i starali pokonać przeciwnika to OK. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy ciśnienie jest już za wysokie i chcą wygrać bez względu na cenę. Zaczynają kupować mecze, brać doping, sabotować przeciwną drużynę, faulować na meczu. Przez to też dochodzi do wszystkich walk kiboli i wyzwisk w internecie po meczach Barcelona-Real.

    Według mnie w sporcie najbardziej podobają mi się właśnie te chwile, kiedy po ciężkim i zaciętym meczu, na którym widać było nienawiść i wrogość na twarzach zawodników, oni podchodzą do siebie, przytulają się i szczęśliwi podają sobie ręce.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Czasami nierozważnie używamy niektórych słów"
    A ja przyczepię się do pierwszego zdania. Czy rozważne używanie słów jest dobre? Mam na myśli granicę, po której tracimy właściwie naturalność. Kiedy ważymy każde słowo nasz język traci emocje. Dobre, złe...
    Dobrze, można kogoś zranić, urazić, ale czy tak naprawdę nie jest to mniej niemoralne niż bycie miłym na siłę czy rezygnowanie z własnej opinii, reakcji,

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, ja jestem takim typem.
    Nienawiść to było moje paliwo. Raniłem wszystkich, nie oszczędzałem nikogo. Nikt nie miał dla mnie takiego znaczenia jak uczucie wyższości. Cały czas je kocham. Dlatego nie mam przyjaciół. Jeden tekst, a tak bardzo mnie opisał.
    Przed mistrzostwami Polski czekałem, aż ukochana dziewczyna mi odpowie czy chce być ze mną. Trzy dni przed startem doszło do kłótni, którą ja rozpocząłem przez drobnostkę, którą powinienem zlekceważyć. Byłem bardzo zły i tego dnia nie istniała dla mnie granica. Nazwałem ją suką oraz kazałem jej wypier^$#!@. Znienawidziłem siebie, chciałem iść do niej, paść na kolana i błagać o wybaczenie. Postanowiłem być twardy, bezlitosny. Nienawidziłem się. W dzień startu zadzwoniłem do niej. Spytałem, czy chciała być ze mną. Odpowiedziała "tak". Rozłączyłem się i poszedłem na start. Byłem gotów zabić, nikt nie mógł mnie powstrzymać. Jechałem by się zajechać, by mój organizm się wypalił, bym nie musiał wracać do tego piekła, które wy nazywacie życiem. Pod koniec biegu, pięciu kilometrów chciałem upaść, wymiotować by mnie zabrali. Wtedy zrozumiałem, że jestem 6 na 36. Jestem jednym z lepszych. Nie cieszyło mnie to. Wiedziałem jakim kosztem jestem lepszy. Nie chciałem tego. Do teraz nie cieszy mnie zwycięstwo, a przegrana jest czymś normalnym. Będąc tam, czułem siłę i dumę z tego powodu. Wróciłem tu i nie mam nic. Nawet ukochanej, którą mógłbym kochać, a to wszystko przez mój romans z nienawiścią i umiłowaniem siły.

    Pamiętajcie, nienawiść to pasożyt, który zabija od środka.

    OdpowiedzUsuń

- Copyright © Kwadratura Koła - Date A Live - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -