Najczęściej czytane

Posted by : Unknown sobota, 15 czerwca 2013

Do tego tekstu zbierałem się dość długo. Czuję się przeżuty, wymęczony i…szczęśliwy. W końcu znalazł się powód, dla którego w końcu poczułem się potrzebny. To nic, że przy okazji mój mały świat się zburzył. No, może jeszcze nie zburzył. Fundamenty jednak mocno się zachwiały, a kolejne wstrząsy zbliżają się nieuchronnie.



Z czym kojarzy się wam wolontariusz? Ja zawsze miałem przed oczyma wizerunek męczennika. Kogoś, kto poświęca się dla innych. Kogoś, kto ciężko haruje a koniec końców i tak nie ma z tego żadnej kasy. W dodatku często jest przemęczony, nie ma czasu dla siebie, może wręcz na własne życzenie nie czerpie z życia przyjemności. Jeśli czytaliście moje poprzednie teksty, być może pomyśleliście sobie: Matko, ale ten Dox jest przygłupi! – Mam szczerą nadzieję, że teraz też tak sobie pomyśleliście.

Dwóch dni potrzebowałem na przemyślenie sobie niektórych rzeczy. Życie tak mną kieruje, że często dochodzę do złych wniosków. Nie wiem, może mam zbyt duże klapki na oczach. A może po prostu każdy potrzebuje czasami wstrząsu. Ja na pewno potrzebowałem, moralne policzki bardzo mi się przydają. Dzięki nim choć trochę mniej przypominam szczeniaka, gówniarza, który ma zerowe pojęcie o prawdziwym życiu i który kieruje się niewłaściwymi wartościami. A przynajmniej mam taką nadzieję. Choć ta podobno jest matką głupich.

Zacznę od tego, że kiedyś przeczytałem na Facebooku posta pewnej dziewczyny, zmuszonej do życia na wózku. Rozmowa toczyła się pomiędzy nią a jej znajomymi, chodziło o podejście ludzi do inwalidów. Cała wataha ludzi nie przywykła do widoku tak zwanego „w-skersa”, człowieka skazanego na wózek inwalidzki. Ale no właśnie, czy aby na pewno skazanego? O tym będzie potem, teraz jeszcze trochę pomęczę temat jaśnie dostojnych ludzi, którzy stoją tak wysoko w łańcuchu pokarmowym, że czują się upoważnieni do bezkarnego obsmarowywania innych.


Zdziwienie, drwiny, obrzydzenie – myślę, że to często spotyka ludzi, którzy zmuszeni są przemieszczać się na swych wózkach przez ulice miast. Człowiek czuje się lepszy, gdy widzi słabość innych? Dlaczego odwracasz wzrok od człowieka, który pod wieloma względami cię przerasta? Jakim cudem bawi cię człowiek, od którego mógłbyś się uczyć wytrwałości i ciężkiej pracy? No i przede wszystkim, dlaczego boisz się odezwać do człowieka, który z pewnością okaże się wspaniałym rozmówcą? Do człowieka, który czeka, który naprawdę czeka, aż przełamiesz stereotypy i się do niego odezwiesz.

To, co napisałem nie do końca pokrywa się z prawdą. Jestem pewny, że większość niepełnosprawnych chce być traktowana normalnie. Tylko, że banda idiotów nie jest w stanie pojąć, że OSOBY NA WÓZKACH SĄ NORMALNE! Często chyba uważamy, że niepełnosprawność ruchowa jest jednoznaczna z niepełnosprawnością umysłową. A to przecież kompletna bzdura. Teraz przejdę do sedna sprawy, do pytania, które nie daje mi spokoju: Czy osoby niepełnosprawne ruchowo są skazani na wózek? Nie zrozumcie tego pytania źle, chodzi tylko o to, czy brak możliwości chodzenia o własnych nogach przekreśla nas całkowicie.

Kurde, chyba nie. Trzeba jednak zauważyć, że je nie mogę sprawdzić tego w praktyce. Uważam tak jednak, ponieważ spotkałem ludzi, którzy wydają mi się znacznie bardziej wartościowi ode mnie. Ludzi, którzy czerpią z życia garściami, w dodatku pomimo swych ograniczeń. A ja? Co takiego ja zrobiłem, aby móc ze spokojem spojrzeć w lustro? Czy zawsze daję z siebie wszystko? A skąd. Czy zawsze mam determinację do wykonania zadań, które przed sobą stawiam? A skąd. No to kto tu jest bardziej ograniczony? Ja, ten, który teoretycznie powinien mieć w życiu łatwiej, być w stanie osiągnąć więcej, czy ten, który każdego dnia prowadzi walkę z samym sobą i ją wygrywa?

Ludzie są ślepi. Mają oczy, patrzą, ale nie widzą. Czasem potrafią współczuć. Bo widzicie, ja chciałem współczuć. Chciałem pomóc. Tyle, że nie miałem pojęcia, że sam pomocy potrzebuję. A może i wiedziałem, może wstydziłem się tego, że ktoś potrafi żyć lepiej ode mnie? Tego, że ktoś nie przejmuje się tym wszystkim, co o nim myślą. Tego, że ktoś po prostu robi swoje. I właśnie to czyni go wartościowym.

W tamtym poście, o którym wspomniałem, padły jednak słowa, które mocno mnie zasmuciły. „Przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie tak się na mnie patrzą.” - Kobieto! Ty się nie możesz do tego przyzwyczajać! To oczywiste, że ludzi przygłupich na tym globie nie brakuje. To jednak nie oznacza, że mamy się do tego przyzwyczajać, przystosowywać. Właśnie chodzi o to, żeby ludzie zaakceptowali niektóre rzeczy – niektórzy chodzą, inni zaś jeżdżą na wózkach. Trudne? Moim zdaniem nie, a przecież wielu nawet to przerasta. O zgrozo, często za brakiem akceptacji idzie brak tolerancji. Nie wiem czy wiecie, ale zdarzają się dorośli ludzie, którzy zabraniają swoim małym pociechom bawienia się z niepełnosprawnymi ruchowo. Bo są inni, bo są przecież inne dzieci…I ja się pytam – kto tutaj jest ograniczony?

Przez dużą część życia ludzie zarzucali mi materializm. Robienie czegoś za coś. Nie powiem, mieli rację. Może dlatego poszedłem na zajęcia dla w-skersów, aby sprawdzić, czy jeszcze mam jakieś ludzkie odruchy. I przez dwie godziny dane było mi obserwować, że kompletnie myliłem się co do swojej wizji wolontariusza. Ciężka praca? Cóż, tutaj chyba miałem rację. Ale poświęcanie własnego szczęścia dla innych? A skąd! Podobno szczęście, gdy się je dzieli z innymi, zaczyna się mnożyć. Tak więc ja, człowiek, który powodów do szczęścia od dawna nie miał, w końcu mógł zrobić coś pożytecznego dla innych, ale i dla siebie.

Miałem ostatnio w szkole wykład, padło tam stwierdzenie, że Polacy sobie nie ufają. Procentowo jesteśmy pod tym względem w ogonie Europy. Czy ja ufam ludziom? Na pewno nie wszystkim, w sumie to większości raczej nie. No i nie wiem też, czy do końca ufam samemu sobie. Dlatego naprawdę cieszę się, że dane mi było widzieć zaufanie w oczach tych, którzy przecież nie wiedzieli nawet, kim w zasadzie jestem. Czyli to jednak nie jest takie trudne. A może i jest, tylko zależy to od człowieka?

Koniec końców sam nie wiem, co myśleć o tekście, który napisałem. Czytam go już któryś raz i wiem, że zgadzam się z tym, co napisałem. Z drugiej strony, ciągle nie jestem pewny, czy tekst ten nie stawia osób niepełnosprawnych w nie do końca dobrym świetle. Tak więc nie mam pewności, czy ten felieton niesie ze sobą jakieś przesłanie. To znaczy czy ktoś nie dostrzeże w nim czegoś, czego z pewnością nie miałem na myśli. Chociaż, czy to w ogóle jest ważne? Jedyny apel jaki do was kieruję, to nauczcie się patrzeć w taki sposób, aby widzieć świat takim, jakim jest on w istocie.


Zaraz, mam też drugi apel. Nieco zerżnięty z reklamy Red Bulla ( : )) – pamiętajcie, ograniczenia nie istnieją, o ile nie mamy ich w sobie.

Leave a Reply

Subscribe to Posts | Subscribe to Comments

- Copyright © Kwadratura Koła - Date A Live - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -