Tak jak napisałem ostatnio, dzisiejszy tekst poświęcony
będzie statystycznemu polskiemu uczniowi. I jego (nie)przystosowaniu do życia w
prawdziwym życiu.
Co trzy lata robione są badania PISA – ostatnie miały
miejsce w 2012 roku. Nasz rząd szczycił się tym, iż udało się nam uplasować w 4
najlepszych krajów Europy pod względem edukacji. Sukces? Tylko teoretyczny.
Sposób mierzenia punktów jest względnie prosty i myślę, że
można nazwać go sprawiedliwym. Grupie uczniów (wybiera się zdolnych, średnich i
słabych z 66 krajów) przeprowadza się testy. Potem, sumując punkty, ocenia się
średni poziom edukacji w danym kraju. Oczywiście jest to dość złożona
procedura, ale patrząc na końcowy ranking, sądzę, że system działa sprawnie.
Polska na ten przykład plasuje się za Finlandią, Estonią i Holandią. Powód do
dumy? Nie, raczej nie.
Po pierwsze, warto zauważyć, że kraje Europy przy każdym kolejnym
badaniu coraz bardziej odstają od krajów Azjatyckich. Ewidentnie coś z naszą
podstawą programową jest nie tak (na ciebie patrzę – Unio!). Skoro skośnoocy 12
lat temu nie byli nawet w pierwszej piątce, teraz zaś okupują całą czołówkę
(Chiny, Hongkong [jest liczony osobno], Singapur, Japonia, Korea), to oznacza
to, że Europa się cofa. Azjaci zaś idą do przodu.
O ile nie przeszkadza mi to, że kraje innego kontynentu się
rozwijają (przecież nie wszystkie kontynenty muszą cofać się w rozwoju tak, jak
robi to Europa), to fakt, że nasze wyniki są traktowane jako sukces już tak.
Polacy akurat ostatnio poprawili swój wynik – w mediach był szum ogromny, ale…
ALE! Nie są to jedyne badania, jakie się przeprowadza. Jest
podział na tzw. mądrość szkolną i mądrość życiową. Powiem tak – udało nam się
wyprzedzić Rumunię i Białoruś. Jakoś o tych wynikach jest u nas cicho.
Zapytacie – w jaki sposób mierzy się tę całą „mądrość
życiową”? Odpowiadam – moim zdaniem – sprawiedliwie. Na tej samej grupie
uczniów robione są testy. Mają na przykład wyznaczyć sobie przejazd tramwajem z
punktu A do punktu B tak, aby mieć jak najmniej przesiadek/zapłacić jak
najmniej i tak dalej. Sprawdzana jest też wiedza o najlepszych ulgach
podatkowych, logistyce, no same rzeczy, które się w życiu przydają.
I tutaj leżymy. Polskę wyprzedza niemalże cała Europa,
Europę zaś Azja (nie dziwi mnie to) oraz Ameryka (lekkie zdziwienie, ale mówię –
my się cofamy w rozwoju). Jak powiedziałem kiedyś, że dziwi mnie, dlaczego u
nas nie tylko w szkołach średnich, ale i w szkołach podstawowych/gimnazjalnych
nie ma lekcji poświęconych podatkom – wyśmiano mnie. Stwierdzono, że to absurd
i po co sobie zawracać tym głowę. Moim zdaniem to byłby jeden z lepszych
przedmiotów (w Wielkiej Brytanii zresztą jest od wielu lat). Niby mamy podstawy
przedsiębiorczości, ale prawdę powiedziawszy, nie mam pojęcia, co te lekcje
miały mi dać. Bo jakby się tak zastanowić, dalej nie wiem, jak założyć własną
firmę – w jakich latach płacić będę niższe podatki, od czego zależne są ulgi itd.
Moim zdaniem system edukacji w Polsce jest zły. Czy trzeba
go reformować? Niekoniecznie… Na pewno jednak 6 latki w szkołach, pseudo „darmowe”
podręczniki i obowiązkowe matury nam nie pomogą w zmianie obecnego stanu
rzeczy.
UWAGA - REKLAMA! Założyłem własną stronę (kto śledzi fp Kwadratury, ten wie) -
www.radykalni.org - piszę tutaj nie tylko ja, teksty pojawiają się więc znacznie częściej - wchodźcie, czytajcie, lajkujcie, komentujcie.
ee tam. ja jestem zadowolona z tego, jak mnie wyedukowano ;) szkoły na zachodzie nie są lepsze.. poszczególne może tak, nieliczne, ale raczej nie jest "ogólnie" lepiej.
OdpowiedzUsuńTen wynik Ameryki w przystosowaniu życiowym mnie nie zdziwił. Trzeba Amerykanom przyznać, że choć powszechnie są uważani za niezbyt wyedukowanych, to jednak są w jakimś stopniu praktyczni.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą co do tego, że młodych Polaków nie przygotowuje się "do życia" (nie wiem jak to lepiej ująć). Choćby lekcja o podatkach - świetny pomysł. Wypełnienie PIT-u nie jest trudne, zwłaszcza, gdy w internecie są całe instrukcje (jak dla debili), ale nie zmienia to faktu, że wolałabym zobaczyć to choć raz wcześniej (np. na PP w szkole), a nie przy pierwszym samodzielnym rozliczaniu się. Bo chyba każdemu towarzyszy pewne poczucie, że mogę zrobić coś niechcący źle. A wiadomo, złotówka nie tak i masz przerąbane. Polacy nie mają pojęcia po podatkach, o odczytywaniu map (ja! ja!), o wielu przydatnych przepisach prawnych (tym, gdzie ich szukać, etc.). Nie wszyscy, oczywiście, bo to się w końcu wyrabia.
W ogóle jest też wiele innych, niećwiczonych w szkołach aspektów - np. mówienie. Matura ustna z języka polskiego jest o tyle dobra, że wreszcie trzeba coś porządnie ustnie przedstawić, zreferować. Dlaczego tych projektów jest tak mało? Realnej pracy grupowej jest mało.
A ja tylko na okrągło biadolę i czekam, aż dostanę swój ukochany papier i znajdę pracę w zawodzie. Jestem ciekawa, jak bardzo wtedy system mnie pogrąży i czy uda mi się prowadzić lekcje, choć minimalnie "w nowej wersji", w tym nurcie, którego teraz pragnie większość moich młodych kolegów i koleżanek.
I znowu zaśmiecam ci bloga. Wybacz, ale edukacja jest mi szczególnie bliska.