Najczęściej czytane

Archive for marca 2014

Świadectwo

By : Unknown
Hej!

Jakoś naszła mnie refleksja na mój tekst sprzed dwóch lat. Jakoś nigdy nie opublikowałem go na KK, więc stwierdziłem, że czas nadrobić zaległości. Jest to też taki wstęp do kolejnego tekstu, ale o tym kiedy indziej. :)


Relacja z dnia 16.09.2012


Grafika - Anna Tworek


Hej ludzie. Wczoraj (15/09/2012) byłem na pielgrzymce w Skrzatuszu. Uznałem, że to wydarzenie jest warte opisania. Nie tylko ze względu na rangę imprezy, ale również pod względem aspektów duchowych, które to Spotkanie Młodych niesie ze sobą. Od razu ostrzegam wszystkich potencjalnych satanistów, tekst będzie zawierał słowo "Bóg", zapewne w dużych ilościach. Za nim jednak przejdziemy do samego opisywania pielgrzymki skupimy się na mnie, to nieco ułatwi mi opisanie późniejszych refleksji.

To była moja trzecia pielgrzymka. Już od ostatniej klasy gimnazjum co rok uczęszczałem do Skrzatusza. Pierwsze podejście było z ciekawości, do kościoła chodzę, to i na pielgrzymkę mogę pójść, prawda? Tak więc podróż number one była dla mnie czysto rekreacyjna. Po przejściu blisko 30 kilometrowej drogi dotarłem wraz z resztą uczestników na miejsce. Obok miejscowego kościoła ustawiony był wielki namiot (będący w stanie pomieścić około dwóch tysięcy ludzi), porozstawiane były stoiska, w których to można było pogłębić tajemnice wiary. Ja byłem ze znajomymi, więc rozłożyliśmy się na kocu za namiotem, w zasadzie mieliśmy gdzieś te całe rekolekcje, to całe "nawracanie się". Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, na końcu tylko wzięliśmy udział w Eucharystii. Zwieńczeniem imprezy był koncert, wrażenia miałem więc pozytywne. Tylko tak jakoś przeszedłem obok Boga...No ale dobrze się bawiłem, więc czemu by nie wrócić za rok, no nie?

Wyruszyłem z nieco inną ekipą, w liceum poznałem nowych ludzi, postanowiliśmy do Skrzatusza wybrać się razem. Jednak tym razem skupiłem się nie tyle na rozmawianiu ze znajomymi, co poznawaniu nowych ludzi. Nieraz spotkało się animatora chcącego przekazać Ci, że Bóg Cię kocha. Fajnie, ja go też. Po kilku godzinach spędzonych na radosnym hasaniu po mieście, wcinaniu hamburgerów, gadaniu z nowo spotkanymi ludźmi, wspólnie z resztą udałem się do namiotu posłuchać tego, co biskup Edward Dajczak ma nam do powiedzenia. A miał dużo, i gadał z sensem, i słuchałem go nie mogąc przestać. Coś tam mi w serduchu drgnęło. Czy doświadczyłem wtedy kontaktu z Bogiem? I tak, i nie. Na dobrą sprawę wiara, czyli chodzenie do kościoła, słuchanie kazań, modlenie się było mi nieco obojętne. Nie przeszkadzało mi, więc to akceptowałem. W sumie to czasami sam chciałem szukać kontaktu z Bogiem. Ale tylko czasami. Tak więc o ile słowa biskupa wywarły na mnie wrażenie, to nie przyniosło to jakiegoś większego efektu. W sumie nic w moim życiu się nie zmieniło. A potem była Eucharystia i koncert, pielgrzymka numer dwa na plus. Za rok też pójdę.

Tyle że przez ten rok dużo się zmieniło...



Przede wszystkim nieco osłabła mi wiara. Nie miałem już spotkań do bierzmowania, jakoś tak wyszło, że zacząłem przechodzić obok Boga. Oczywiście dalej chodziłem do kościoła i się modliłem, ale zaczynałem wątpić w sens tego wszystkiego. Zaczęły mnie interesować inne wiary. Ja w zasadzie wierzyłem w Boga, ale tylko z logiki (świat musi mieć Stwórcę), a może przez to, że od dziecka wpajano mi kim jest Jezus i bycie wierzącym to mój obowiązek? Ale mi to nie wystarczało, w szkole, na ulicy, gdziekolwiek - nie widziałem Boga. Teraz myślę, że nawet go nie szukałem, ale to wystarczyło bym miał jeszcze większe wątpliwości. Zaczęły się moje problemy w życiu prywatnym, zaczął się bardzo ciemny epizod mojego życia. Epizod, który ukrywałem przed resztą społeczeństwa. Kim innym byłem w swojej samotni, a kim innym przy znajomych. Ukrywałem to, kim się staję. Można by powiedzieć, że wypiąłem się na świat, choć ten nigdy nie wypiął się na mnie. Od społeczeństwa nie da się definitywnie oderwać, zważywszy na to, że rzucenie szkoły nie wchodziło w grę. Pewnego dnia natknąłem się na bardzo ciekawy film. Zielonoświątkowcy urządzali jedno ze swych spotkań. Gdy zobaczyłem ludzi, którzy okazują to w co wierzą, zapragnąłem do nich dołączyć. Nie, zaraz, nie zapragnąłem - zacząłem poważnie się nad tym zastanawiać. Podczas jednego wieczora zwierzyłem się mojej kochanej rodzicielce z tego, że ja już nie widzę sensu tej całej "wiary", z tego, że nie czuję o co w tym wszystkim chodzi. Dała mi modlitwę do Ducha Świętego (Jan Paweł II odmawiał ją codziennie), ja nie byłem w stanie się nią modlić. Widzicie, dla mnie jej słowa były nie do przyjęcia. Tak więc wylądowała ona w szufladzie. Postanowiłem już nigdy nie dzielić się swoimi przemyśleniami na temat wiary z innymi.

I w sumie nie wiem dlaczego poszedłem do Skrzatusza w tym roku. Myślę, że dla zabawy. A może to tekst koleżanki, która opisała swój pobyt na rekolekcjach tak na mnie wpłynął? Pewnie i jedno i drugie. W każdym bądź razie wyruszyłem w swą trzecią podróż do Skrzatusza. Tym razem postawiłem sobie jeden cel - spróbować odnaleźć to "coś", co pokaże mi sens mówienia z dumą "Jestem chrześcijaninem!", kurde, znalazłem. W namiocie spędziłem sporo czasu (choć pograłem też trochę w siatkę, pochodziłem po okolicy), w końcu słuchałem tego, co inni mieli do powiedzenia. I było warto. Wysłuchałem świadectw trojga ludzi, każdy mówił o tym, jak wielka jest miłość Boża. Po raz kolejny mogłem usłyszeć słowa biskupa Edwarda Dajczaka, tym razem jednak coś we mnie drgnęło. Gdy mówił o Maryi, o Bogu, o Jezusie, o miłości do drugiego człowieka, to poczułem, że...że muszę się wyspowiadać. Udałem się więc do kościoła, podszedłem do wolnego konfesjonału i się zaczęło...

Powiedziałem wszystko. WSZYSTKO. To co wielokrotnie zatajałem z powodu wstydu, a może i braku należytej powagi co do sakramentu spowiedzi sprawiło, że się załamałem. Po prostu pękłem. Zacząłem ryczeć, nie ze smutku, z ulgi. Ja w końcu oczyściłem swoje sumienie z tego brudu, który tyle czasu gromadził się w mym sercu. Odbyłem rozmowę z księdzem, każde jego słowo trafiało prosto do mojego serca. W końcu dostrzegłem jaki jestem słaby, jak płytki, jak powierzchowny. Dopuściłem do swej świadomości myśli, których unikałem jak ognia. I nagle poczułem, że to czego szukałem było tak naprawdę ciągle wokół mnie. Jednak ja byłem ślepcem nie będącym w stanie tego zauważyć. Gdy odchodziłem od konfesjonału poczułem, że jestem wolny. Natychmiast po opuszczeniu murów kościoła udałem się do namiotu, gdzie była już reszta moich znajomych. Uklęknąłem, rozpocząłem modlitwę - moją pokutę. Jeszcze chwilę po skończeniu ostatniej modlitwy pozostałem w pozycji klęczącej, musiałem zebrać rozlatane myśli. Spróbowałem wstać, nie mogłem. Z policzka zaczęły skapywać łzy, łzy, które miały mnie wyzwolić. Pojawiły się przy mnie dwie koleżanki, co ciekawe - często gdy upadam są przy mnie osoby, które pozwalają mnie się podnieść, dziękuję.

Gdy nieco ochłonąłem dostrzegłem z daleka przyjaciółkę, której zawdzięczam to, że w ogóle w Skrzatuszu się pojawiłem (tam u góry tekstu gdzieś o tym napomknąłem). Poczułem, że muszę z nią porozmawiać. Takie działanie impulsywne, czasem człowiek po prostu czuje, że MUSI coś zrobić i to robi. Tak więc podszedłem do niej. Niczego co miałoby wartość dla czytelnika tego tekstu nie powiedziałem, tak więc dialogu przytaczać nie będę ,dla was jest on nieistotny, ale dla mnie był. Wcześniej nie widziałem szansy na odnalezienie Boga. Wtedy ujrzałem go w drugim człowieku. Dostrzegłem możliwość stania się lepszą osobą.

[Ciach! dnia 16/09/2012 przestałem pisać ten tekst. Zastanawiałem się, czy warto go publikować. Czy jest on w ogóle wart dokańczania. Poczułem potrzebę ukończenia felietonu, więc teraz będziecie mogli przeczytać to, co dopisałem "na chłodno". Dobrze, już nie przerywam.]

I to chyba właśnie było to. Każda religia musi mieć wyznawców, prawda? W Skrzatuszu dostrzegłem, że jest wielu wierzących chrześcijan. Są ludzie, którzy nie wstydzą się swojej wiary. Z perspektywy czasu żałuję, że potrzebowałem aż trzech lat, aby to zauważyć. Widzicie, w tym roku zwieńczeniem pielgrzymki była msza - już bez koncertu na pożegnanie. Wszyscy uczestnicy otrzymali różaniec. Ja swój owinąłem dookoła mojej dłoni, krzyżyk nieustannie trzymając w zaciśniętej pięści.

Byłem ze znajomymi, no nie? Chłopcy i dziewczyny, których znam od dawna. O każdym bym mógł sporo wam opowiedzieć. Ale szkoda na to czasu (choć to niezwykle interesujące osoby, przecież nie zadawałbym się z byle kim), ważne jest to, że każdy z nich nagle wydał mi się inny. Rzekłbym, że wręcz idealny. W każdym bowiem jest Bóg, którego zacząłem dostrzegać. Tego dnia chyba wszyscy czuliśmy Jego obecność. Jedni wznosili ręce ku niebu, inni zakrywali swe twarze w dłoniach, na wszystkich twarzach było widać skupienie. Myślę jednak, że to nie tylko skupienie, dziś nazwałbym to wręcz ufnością.

Od tego wydarzenia minął miesiąc. Powiem wam szczerze, że wiele razy w tym czasie zgrzeszyłem. W ten, czy inny sposób. Staram się jednak nie zapominać o Bogu. Nadal modlę się na różańcu, który otrzymałem. Mam stałe intencje, modlę się za moich przyjaciół, którzy mi towarzyszyli, za koleżankę, w której dostrzegłem nadzieję na lepsze jutro dla mnie, za biskupa Edwarda, który dał mi przykład prawdziwej wiary. Zapytacie się dlaczego to opisuję. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Czuję jednak, że muszę się podzielić z wami moim przeżyciem. Wiem, że zapewne ten tekst spotka się również z krytyką, może nawet tylko i wyłącznie z nią. Jednak pragnę uwypuklić dwie rzeczy: Po pierwsze, nie staram się nikogo nawrócić. Po drugie, chcę po prostu pokazać, że Boga można spotkać nawet go nie szukając. I bardzo dobrze, dzięki temu go znalazłem.

Dajmy sobie gifty

By : Unknown
Dziś trochę nietypowo. Nie wiem, czy kojarzycie teksty Chojraka. Jeśli tak, wiecie już, czego się spodziewać. Jeśli nie - czym prędzej wchodźcie na jej bloga. Gwarantuję, że nie będziecie się na nim nudzić. Ponieważ znamy się już od pewnego czasu, postanowiliśmy, że oboje napiszemy na nasze blogi teksty, które będą napisane w innym stylu niż dotychczas. Niech czytelnicy też od czasu do czasu poczytają coś innego, a co! 


Co? Mam się najpierw przywitać? Dox tak zrobił u mnie, więc chyba ja też powinnam? Pozdrowić kogoś sflaczałą ręką jak miss Mołdawii i rzucić kwiatami w publiczność. Ech, konwenanse. Nie będę się witać. Jestem na tym blogu, bo mi się tu podoba. Robimy sobie razem taki eksperyment, w który nikogo nie wtajemniczę, w myśl zasady, że niedopowiedziane jest ciekawsze. Zatem, jednym słowem, jestem Chojrak i zapraszam was na mój Wielki Monolog. To nie dyskusja. Nie obchodzi mnie zdanie innych.

Wiecie, raz na jakiś czas ludzie postanawiają zaskoczyć swoje otoczenie i dać prezent. Rzucić jakimś giftem w cioteczkę z Krain Odległych, czy też podlizać się komuś, licząc na odwdzięczenie się w naturze (to o mnie) lub inaczej... Jednak czasem, a może nawet częściej  zmusza nas do tego jakaś okazja/otoczenie/nacisk społeczny/zimne fronty. Nagle pojawiają się w naszym życiu wszyscy ludzie z szuflady „rodzina znad jakiś bagien”. Także tacy, a raczej przede wszystkim tacy, których nie widujemy bez specjalnego pretekstu. Dalekie kuzynostwo, stryjki, wujki i inne rodzinne wilkołaki. No i okazja ci każe! Okazja bije cię po plecach i dźga cienkim paluchem między łopatki! No kurwa idziesz na wesele się schlać i nawet brzydkiej pościeli za 30 zł nie dasz? No kurwa, są walentynki a ty nic, tylko leżysz ptakiem do góry! Ptak sam na siebie nie zarobi!  No kurwa, urodziny siostry idą, a ty tylko żresz ten chleb z pasztetem i czytasz tę literaturę iberyjską cały dzień?! Szejm on ju! Należy jednak zauważyć, że kobiety i mężczyźni inaczej kupują podarki i jakoś inaczej podchodzą do obdarowanych. Poparłam to małymi badaniami wśród znajomych, mała ankieta dla internetowych bywalców no i życie moje własne. To ostatnie chyba przede wszystkim. 
1. Kobieta kupuje prezent koleżance.
Najpierw następuje podział uczuciowy. Czy ją lubię czy nie? Czy ładna (wtedy dam jej najwyżej jakieś gówno, skoro i tak ma już łatwiej w życiu) czy brzydka (chcąc ją pocieszyć i ulżyć jej brzydocie dam jej nieco mniejsze gówno). Czy siedzi blisko mnie w robocie, czy nie. Czy ma ładne włosy (powyrywać szmacie!) czy brzydkie (biedulka!). Czy to singielka (wielkie dildo poszukiwane) czy w tkwi w jakimś związku (mniejsze dildo).
Jeśli to jednak przyjaciółka! To klękajcie narody! Pojadę do Turcji po ulubiony krem, dam jej jedwabny, ręcznie malowany szal za Ostatnie Piniondze, a nawet dam dotknąć pisiora mojego chłopaka, a musicie wiedzieć, że pisiora ma fajnego.
2. Kobieta kupuje prezent mamie.
a) mam prawdziwa, czyli ta,  z której waginy wyszłam na świat drąc ryja w niebogłosy, na chwałę szatana mam nadzieję.
No jej kupię coś fajnego. Kaszmirowy sweter, dobre perfumy. W końcu dzięki komuś jestem taką aspołeczną mendą, zołzą i wrednym frędzlem.
b) mam udawana, narzucona, teściówka.
Rondel, patelnia, deska do krojenia, deska do prasowania, zasłona (żeby kurwa sąsiadów przestała podglądać), miska plastikowa, etc.
3. Kobieta kupuje prezent siostrze.
W tym wypadku kluczowe zdanie to "Wiem o niej wszystko". Dobrze nadstawiam ucha, jestem czule zorientowana. Wiem o niej wszystko, dlatego kupię jej butelkę wina i worek prezerwatyw. Tja, znam te szczenięce lata...
b) gdybym miała brata...
Gdybym miała brata to dałabym mu numer do mojej najłatwiejszej koleżanki. Dość ładnej, to w końcu brat, ale. Łatwa przede wszystkim. I trochę głupawa. Żeby było zabawniej.
4. Kobieta kupuje prezent chłopakowi.
Wiecie, my naprawdę wiemy wszystko. Zakochana kobieta jest gorsza niż KGB. Wywęszy każdą zmianę, nawet rozmiaru twoich majtek czy nowy pieprzyk na dupie. Będzie tak długo za tobą chodzić i wąchać powietrze aż wyczuje czego chcesz. To taka magiczna moc, której faceci nigdy nie posiądą. Dlatego np. ja zawsze daje trafione prezenty.
a) Super seks.
Tak, ten mityczny super seks z wywracaniem materacy, przewalaniem szafek, wyrywaniem włosów i krzykiem "Ja, Ja! Sznella, sznella!!". Seks pełen szpagatów, wywrotów, a na końcu zobaczysz bramę raju. Seks, który zapamiętasz do końca życia i który przebije wszystko na RedTube.
b) Nowa gra.
Raz dałam chłopakowi nową grę na konsolę. Potem powiedziałam, że spotkamy się w czwartek, dobrze skarbie? Tak, tak - i już widziałam tylko jego migające z oddali plecy. Oczywiście mi chodziło o ten czwartek, jemu - o ten za dwa tygodnie, jak już wyrzęzi swoją nową gierkę...
c) Ubrania.
Daję ci fajne ubrania i co najważniejsze, w twoim rozmiarze! Nie jak na a) młodszą siostrę bez cycków, czy b) ciotkę - wieloryba.  Kupię ci koszulkę z fajnym napisem, np. qutaz, które sama ostatnio pokochałam, ulubionym bohaterem z komiksów Marvela lub Gwiezdnych Wojen, bo ja Naprawdę Cię Słucham (i, co ważniejsze, znam się na nich!), albo świetną golarkę do modelowania twojej dopiero rosnącej, żałosnej brody. Nie dam ci koszulki z pegazem, książki o odchudzaniu czy spodni-dzwonów, jak ty mi, kochanie.
d) Spełnione marzenie.
Skok na bungee, nowy tatuaż czy gitara elektryczna, mimo że grasz jak paralityk. JA wiem o czym marzysz.

Teraz druga część programu, poprzedzona występami żonglerów, skaczących małp ze złotymi talerzami i paradą słoni. Teraz prezenty dają panowie. Ja nie lubię dostawać prezentów od panów, bo zwykle (choć nie zawsze oczywiście) to jakiś potwór z krainy Koszmarnych Prezentów, po którym jestem w stanie znienawidzić go do końca życia. Zróbmy szybki przegląd.
1. Pan kupuje prezent koledze.
Znów podział klasowy. Jeśli huja nie lubi - dezodorant opakowany w prezerwatywę.  Tak, tak, kochani, to nie omamy wzrokowe, ale autentyczny prezent, jaki dostał w połowie lat 90 starszy kolega z klasy na mikołajki (szkolne). No fiut był z niego, swoją drogą.
Jeśli zaś mowa o przyjacielu - pojedzie do Norwegii po sadzonkę jakiegoś kaktusa, do Nepalu po małą klaczkę Tej Wybranej Rasy czy da mu się przejechać swoim autem. Spalić gumę. To substytut dotykania dziewczyny.
2. Pan kupuje prezent mamie.
a) mam prawdziwa, czyli ta z której pochwy wychylił na świat pełen trosk i potworów.
"Swojej dam 50 zł i wałek do ciasta. Ona tak mnie kocha i lubi robić ciasto."
b) mam udawana, czyli teściowa.
Tu jest wiele opcji. Może jej nienawidzić, wtedy da jej do wyboru :nóż w plecy, drabinę bez nogi, przypadkowego lisa ze wścieklizną. Jeśli jednak ją choć trochę toleruje, a może i lubi, czego nie można wykluczyć, da jej wałek do ciasta. Przecież każda mam lubi robić ciasto!
3. Pan kupuje prezent siostrze. Ewentualnie bratu.
siostra - kupon upominkowy do Kauflandu na 30 zł ( "Przecież mają tam kosmetyki!")
brat - kupon upominkowy do Biedronki na 30 zł ("Tam częściej mają gry niż w Kauflandzie, a poza tym w tym całym postamerykańskim Empiku jest za drogo!"), plus ewentualnie darmowe konto na RedTube.
4. Pan kupuje prezent dziewczynie.
a) "piniodze"
 "Kochanie, kup sobie coś, bo ja nie mam do tego głowy”, to znak, że jest tępym, leniwym palantem, który nie wie czego ty w ogóle chcesz. Na końcu jeszcze doda " Może kup sobie, kwiatki, tak mi dziś romantycznie". Chyba, że jego lokaj przynosi ci na talerzyku złotą kartę kredytową i proponuje szofera do najbliższej galerii handlowej - wtedy umywam ręce.
b) super-bjuty
Czyli innymi słowy kombo-zestaw, kosmetyki spakowane po 2-3 sztuki w jedno pudło, na przykład szampon i odżywka, krem na hemoroidy i środki przeczyszczające czy przekłute prezerwatywy i test ciążowy. Pułapka z takim prezentem ma dwie strony. Po pierwsze zwykle w 80% składa się on z opakowania, za które bulimy dodatkowo, bo jakiś grafik-artysta nabazgrał na nim jaki zwiędłe serce w kolorze burgundy, poza tym za każdy kosmetyk z osobna zapłacilibyśmy ze 20 zł mniej.
c) super gadżet
Ja jednego razu dostałam na urodziny Coś. Coś było sobie w pięknie zapakowanym pudełeczku. Darłam je jak dziki rosomak myśleć, że to złoto i dyjament albo chociaż piękny łańcuch. No już prawie finał, widać prawie środek, lecę już nad tęczą, pod spodem motyle, w tle jednorożec, a tam, w środku - długopis z radiem. Tak, kurwa. Długopis z radiem. Pozdrawiam tego fiuta który mi go dał. Obyś sczezł w piekle. Inna znajoma dostała kiedyś cudem odkopany dwukasetowy magnetofon, marki Olivia chyba. Nie wiem jednak czy urzekł ją ten cud tak bardzo jak narzeczonego...
d) Książka typu "Perfekcyjna Pani Domu"
Być może zauważył, że coś tam czytasz, dlatego rypnął ci książkę o praniu gaci w sodzie i polerowaniu kieliszków. Nie bij go nią zbyt mocno. Za to też można iść do więzienia.
e) kosmetyki z piekła
Oprócz kombo koszmarów dostajemy czasem pojedyncze demony. Autentyczne historie mówią o: płynie do higieny intymnej, kremie na zmarszczki dla 20 latki, czopkach przeciwbólowych i wszelakiej maści mydłach w smierdzącej kostce. Tja...

Oczywiście wszyscy wiemy, że ten teks jest seksistowsko powycinany a wszystko zostało niecnie zmanipulowane dla moich potrzeb :) Dlatego pozdrawiam wszystkich darczyńców! Kupujcie kremy na hemoroidy hojną ręką! Dziękuję za uwagę, kurtyna!

5 pytań do, czyli mini wywiad z Magdą Sierpińską

By : Unknown
Tadadadadam! Przed wami kolejna część cyklu "5 pytań do...". Tym razem udało mi się zamienić parę słów z Magdą Sierpińską. Studiuje ona kreację plastyczną z grafiką użytkową. W swych pracach często wykorzystuje motywy historyczne, choć nie tylko. Nie przedłużając, zapraszam do przeczytania wywiadu. :) Aha, oczywiście wszystkie poniższe rysunku są autorstwa Magdy.


Skaner/grafika komputerowa

1. Niewiele kobiet zajmuje się rysowaniem/malowaniem postaci historycznych. Dlaczego Ciebie akurat tak do tego ciągnie? 

Zawsze ciekawiło mnie "kim jestem" i "skąd pochodzę". Odkąd tylko pamiętam interesuję się historią,  już w szkole podstawowej była jednym z moich ulubionych przedmiotów. Będąc w liceum zajmowałam się raczej grafiką użytkową,  nigdy nie myślałam by wykorzystać "umiejętności plastyczne" do popularyzacji historii. Dopiero na studiach, przy poszukiwaniu inspiracji, natrafiłam na wiele ciekawych materiałów związanych z polską historią. I tak to się właśnie zaczęło. 

Zdaję sobie sprawę, że tematy patriotyczno-historyczne nie są zbyt częstym obiektem zainteresowań kobiet. Trudno jest mi odpowiedzieć na Twoje pytanie, jednakże wydaje mi się, że kieruje mną ogromny szacunek dla naszych bohaterów i chęć przybliżenia ich historii osobom, które nigdy wcześniej o nich nie słyszały.



2. Kiedy w Twojej głowie pojawiła się po raz pierwszy myśl: "Powinnam się tym zająć na poważnie"?

Prawdę mówiąc całkiem niedawno, bo kilka miesięcy temu. Spotkałam wtedy ludzi, których tak jak mnie interesuje historia. Między innymi profesor malarstwa, który całkowicie poparł moją inicjatywę podjęcia się tematów historycznych na zajęciach. Otrzymałam wiele cennych rad, poznałam mnóstwo utworów i dzieł wybitnych polskich artystów,  które stały się dla mnie inspiracją. Mimo tego, że tematy historyczno-patriotyczne są bardzo trudne, postanowiłam się ich podjąć - ukazać ludziom piękno polskiej historii oraz spróbować przynajmniej w kilku procentach przekazać im swoją miłość do Ojczyzny.



3. Czy miałaś w swoim życiu chwile zwątpienia?

Oczywiście, że tak. Jak wcześniej wspominałam historia jest skomplikowanym tematem. Trzeba pamiętać,  że to co robię nie zawsze będzie spotkać się z przychylnymi opiniami. Często wydaje mi się, że moje umiejętności i wiedza są zbyt małe,  że temat po prostu mnie przerasta. Wtedy staram się motywować tym iż to co tworzę jest po to, by upamiętnić niezwykłych ludzi, nie raz naszych rówieśników, którzy dla nas, przyszłych pokoleń,  oddawali życie w imię wolnej Polski.




4. Rysowanie stało się twoim sposobem na życie,  czy moze traktujesz je tylko jako hobby?

Tworzenie stało się moim sposobem na życie już po pierwszym semestrze w Instytucie Sztuki. Aktualnie nie mogę wyobrazić sobie dnia bez szkicowania czy wymyślania nowych projektów.  Oczywiście w swojej twórczości staram się nie zamykać tylko w tematyce historycznej, lubię także miedzy innymi motywy zwierzęce,  surrealistyczne czy steampunk'owe. Marzę o tym by po ukończeniu studiów znaleźć pracę związaną ze swoją pasją.



5. Jakie rady udzieliłabyś początkującym?

Bardzo trudne pytanie, ponieważ wciąż sama jestem osobą początkującą. Jednak przede wszystkim trzeba pamiętać o wytrwałości,  cierpliwości i systematycznej pracy. Nie wolno osiadać na laurach, ani poddawać się gdy usłyszymy słowa krytyki - to powinno nas dodatkowo mobilizować do stawiania poprzeczki coraz wyżej. Jak to się mówi - talent to tylko 10%, reszta to ciężka praca ;)




Więcej prac Magdy znajdziecie na jej fanpage'u (klik!). Możecie także zakupić koszulkę, przy tworzeniu której współpracowała  - pod tym linkiem.

Mnie nie jara taka wiara

By : Unknown
Siemanko!

Na początku chciałem podziękować wam za tak dużą liczbę wejść w mój poprzedni post. Przeczytało go ponad 600 osób, wyświetleń było jeszcze więcej – dzięki wielkie!

Póki co jednak tematy czysto historyczne idą w odstawkę. Na rynku jest coraz więcej książek, z których możecie się o naszym kraju naprawdę dużo dowiedzieć. Polecam zwłaszcza Leszka Żebrowskiego. 
Tymczasem dziś chciałem opisać wam zjawisko, które irytuje mnie niemiłosiernie. Kojarzycie portal Ask.fm?



Olać to, że jest on zdominowany przez żebrzącą gimbazę. Od pewnego czasu jest na nim też kilku wierzących-swą-wiarę-mocno-zaznaczających. Dobra, powiecie, że to nic złego. Ja sam też wierzę i nie mam problemu z przyznaniem się do tego. Z drugiej strony nie biegam też z Pismem Św. i nie drę się na ulicy, że szatan nadchodzi.

Tymczasem kilka osób ewidentnie przegina. Rozumiem, Boga można kochać, jego miłość jest nieskończona i tak dalej. Okey, to prawda, ale wątpię, czy Bóg naprawdę chce, żeby całe nasze życie było poświęcone tylko jemu.

Żeby lepiej nakreślić, o co mi chodzi, umieszczę kilka pytań i odpowiedzi tych właśnie Głęboko Wierzących.

- Co sprawia, że naprawdę się cieszysz?
- Modlitwa.

- Najlepszy sposób na udany dzień?
- Modlitwa.

- Ulubiona książka?
- Biblia.

- A jakaś inna?
- Każda inna o Bogu.

- Ostatnio spotkana przez Ciebie osoba?
- Ksiądz.

- Plany na wakacje?
- Modlitwa.

- Gdybyś mógł mieć skrzydła, gdzie byś poleciał?
- Do Boga.

- Co najczęściej trzymasz w dłoniach?
- Różaniec.

- Ulubione zajęcie?
- Modlitwa.

- Jak lubisz spędzać czas ze znajomymi?
- Wolę spędzać go na modlitwie.

- Ulubiona piosenka?
- Tyś Panem mym jest.

- Motto życiowe?
- Bóg Cię kocha.

- Ulubiony obraz?
- Obraz Miłosierdzia Bożego.


Do tego wiele cytatów z Biblii czy piosenek chrześcijańskich. No i okey, niektóre odpowiedzi, rozpatrywane pojedynczo nie są złe. Powtarzam, to dla mnie zrozumiałe, że ktoś Boga kocha i chce to okazywać. Tylko no Matko Żywico, czemu aż tak? Dla mnie, jako osoby wierzącej czyta się coś takiego naprawdę ciężko. Kilkaset odpowiedzi, a żadnej zwykłej, nienawiązującej do tematu wiary.

Tacy ludzie naprawdę robią Kościołowi złą renomę. Osoby, które to czytają mogą wysnuć jeden prosty wniosek – chrześcijanie to pojeby, skoro nie potrafią żyć normalnie. I z takich odpowiedzi jak tamte, faktycznie można wysnuć taki wniosek.

A przecież to nieprawda.

Można wierzyć i grać w piłkę. Wierzyć i chodzić na miasto z kumplami, wracać przy tym nad ranem do domu. Można wierzyć i bluzgać. Można wierzyć i pić. Matko, można robić całą masę rzeczy niezwiązanych z wiarą, ale przy tym wierzyć. Po co sugerować komukolwiek, że jest inaczej?

W gimnazjum widziałem dobry film na lekcji religii – Oni są normalni. Pokazywał, że księża to tacy sami ludzie, jak inni. Sam znam wielu duchownych dość dobrze, kilku mam w znajomych na FB i jakoś nie mam przez nich zawalonej tablicy postami o wierze, o konieczności nawrócenia itp. I bardzo dobrze, bo właśnie to jest najlepszy przykład wiary. Wierzę, ale nie oceniam innych. Wierzę, ale nie ciągnę innych na siłę do kościoła. Wierzę, ale nie wrzucam słowa „Jezus” do każdego zdania.

Ja wiem, że tamci ludzie chcą dobrze. Ale po prostu dają ciała. Sam dostałem kilka „pytań”, w których zachęcano mnie do „odkrycia” wiary i zawalano masą linków i ścianami tekstu. I po co to komu? Takie rzeczy tylko odpychają, nie spotkałem jeszcze osoby, która odpowiedziałaby w najlepszym przypadku grzeczną odmową.

Tak więc chrześcijaninie – wierzysz? Bardzo fajnie, naprawdę. Chcesz dzielić się swą radością z innymi? Bardzo fajnie. Ale proszę, rób to w sposób nienachalny i stonowany, bo inaczej uzyskasz efekt odwrotny, od zamierzonego.


I Pilski Marsz ku czci Żołnierzy Wyklętych

By : Unknown
- Przyszliśmy tutaj po to, aby przywrócić cześć i pamięć tym, których komunistyczne władze odarły z godności. To jest nasz wyraz pamięci! Dziękuję za tę liczną obecność - mówił na początku mszy świętej celebrans, ks. Janusz Zdolski.



Właśnie to zdanie rozpoczęło ostatni dzień Tygodnia Żołnierzy Wyklętych w Pile. O godzinie 18.00 w kościele pod wezwaniem św. Rodziny zebrały się tłumy, aby pokazać, że świadomość swej przynależności do Polski jest w nich silna. Jak na kraj, w którym korzenie chrześcijańskie sięgają naprawdę głęboko, całe wydarzenie zapoczątkowała msza święta.





Kazanie wygłosił ks. Jarosław Wąsowicz. Było ono bardzo budujące, szczere, widać, że osoba mówiąca do nas z ambony każde słowo wypowiadała prosto z serca. Można nawet powiedzieć, że w tych zdaniach zabrakło miejsca na cenzurę. I bardzo dobrze. W końcu każdy mógł usłyszeć słowa, które być może i mogły niektórych zaboleć, lecz były bardzo prawdziwe.



Świadczą o tym choćby słowa: - „Nasza młodzież walczy dzisiaj o odzyskanie podmiotowości polskiego narodu w kosmopolitycznym świecie, w Europie. Nigdy nie możemy mówić, że żyjemy w wolnym i sprawiedliwym kraju, dopóki nie wydobędziemy z grobów naszych bohaterów i nie skażemy ich oprawców, dopóki zaprasza się na uniwersytety Zygmunta Baumana, hołubi w naukowym środowisku Leszka Kołakowskiego, czy też czyni się człowiekiem honoru Wojciecha Jaruzelskiego, a oni właśnie walczyli z Żołnierzami Wyklętymi z bronią w ręku!”

Całe kazanie możecie wysłuchać tutaj – warto!

Po zakończonej eucharystii wyszliśmy przed kościół, aby odbyć marsz pod pilski mural, a tam oddać cześć bohaterom, którzy oddali swe życie za wolną Polskę.



Co było dla mnie bardzo budujące – maszerowali wszyscy. Było widać rodziny z dziećmi, które z radością trzymały flagi. Szło starsze pokolenie, większość ze zniczami w ręku. I, co również jest nie bez znaczenia – szli młodzi ludzie. To naprawdę wspaniałe widzieć ludzi, którzy swój wolny czas chcą poświęcić na oddanie czci swojemu krajowi i Polakom, którzy na to zasługują.



Oprawa marszu była bardzo dobra. Wiele grup się zorganizowało i zadbało o to, żeby ten dzień był dla wielu niezapomnianym. Można było dostrzec maszerujących ludzi z Młodzieży Wszechpolskiej, Polonii Piła, Pilskich Patriotów, kiboli Lecha Poznań z Piły i okolic, Klubu Gazety Polskiej, harcerzy czy też przyjezdnych ze Złotowa czy Dębrzna. Sam fakt, że maszerowało ponad 2 500 osób jest nie bez znaczenia.



Pochwała należy się również księżom, którzy zapewnili spokojny przebieg marszu. W trakcie przebywania trasy można było usłyszeć takie hasła jak: „Armio Wyklęta, dziś Piła o Was pamięta!”, „Narodowe Siły Zbrojne – NSZ!”, „Raz sierpem, raz młotem w czerwoną hołotę!”, „Bóg, Honor i Ojczyzna!” czy też „Cześć i chwała bohaterom!”. Podczas wędrówki odśpiewano też Rotę, a gdy zebraliśmy się już przy muralu, zaśpiewaliśmy hymn państwowy w całości, co zdarza się raczej rzadko.




Obchody uważam za niezwykle udane, pokazujące, że ludzie mogą się zjednoczyć. Wczoraj wszyscy pokazaliśmy, że są jeszcze ludzie, którym się chce i potrafimy się zorganizować. Pamiętajmy jednak o tym, że miłość do kraju powinniśmy afiszować nie tylko do marszu do marszu, ale każdego dnia – swoją postawą. 



- Copyright © Kwadratura Koła - Date A Live - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -