W domu w Gion leży
kilka ciał: jedno bez głowy, inne mocno okaleczone. Moja matka i kilku
przyjaciół mają ręce w trumnach. Za pomocą igieł i nitki zszywają im rany,
doczepiają brakujące kończyny, pracują spokojnie, jakby to były ich zwyczajne
domowe obowiązki. […] W słonecznym kościele po drugiej stronie j ulicy ksiądz
trzyma dziewczynkę za rękę i próbuje zaciągnąć ją do środka. W niszach kościoła
leżą martwe dzieci. ~ Hikoro Nishikawa,
6 czerwca 1995 roku, fragment książki „Lovely Sweet Dream (LSD)”
Teoretycznie ferie to czas wolny, w praktyce jednak ciężko
jest mi wykorzystać go w pełni. Przyznaję, rozleniwiłem się ostatnio
niemiłosiernie. No a przynajmniej zrobiłem sobie małą przerwę w pisaniu.
Powyżej celowo umieściłem fragment dziennika sennego Hikoro Nishikawy. Od kilku
lat, może nawet od dziecka, śnią mi się sny co najmniej dziwne. Postanowiłem w
najbliższych wpisach przybliżyć wam kilka z nich. Jeden poznacie już dzisiaj,
najpierw jednak drobna formalność, wyjaśnienie dalszej przyszłości tego bloga.
Oto list, który otrzymałem w tym tygodniu, publikuję go za zgodą autora.
Witaj!
Piszę do Ciebie, aby wyrazić moje rozczarowanie Twoim blogiem. Nie żeby teksty
były złe, po prostu jest za mało felietonów. Na początku było dobrze, artykuł o
samobójstwach, zaraz potem o kobietach. "W pułapce własnego
człowieczeństwa" skłaniało do pewnych przemyśleń.
Powiem szczerze, te mini wywiady są dobre - rozumiem ich cel. Podobnie z
recenzjami, tym bardziej, że książki, które opisujesz są darmowe. Jednak
ostatnio jest ich trochę za dużo. Wchodzę na Twojego bloga po to, aby poczytać
o ważnych kwestiach dotyczących społeczeństwa. Poznać wizerunek świata Twoimi
oczyma. No właśnie, ostatnio tekst na blogu napisał kto inny, to był ciekawy
artykuł, ale zdegustowało mnie co innego. Następny wpis dotyczył tego samego
problemu, ale z Twojej perspektywy. Zawiodłeś mnie, odnoszę wrażenie, że ciężko
Ci się pisze na z góry narzucony temat.
Mam nadzieję, że niedługo na blogu ujrzę wpis, który będzie zawierał Twoje
przemyślenia. Piszesz dobrze, te recenzje i wywiady to dobry pomysł. Jednak to
felietony czyta się najlepiej.
Pozdrawiam,
Andrzej Frycz
No cóż, wpisy zamierzam zamieszczać rozmaite. Niedługo
pojawi się kolejny wywiad, być może umieszczę również artykuł kolegi. Jak już
kiedyś wspomniałem, to felietony są dla mnie najważniejsze. Powiem szczerze,
nie dam rady pisać ich w większej częstotliwości niż obecnie. Napisanie
recenzji, czy też kolejnej części „5 pytań do…” pochłania o wiele mniej czasu.
Być może uda mi się również w najbliższym czasie wprowadzić nieco poezji,
niczego nie mogę jednak obiecać. Staram się wyłapywać z mojego otoczenia osoby, które
na swój sposób realizują się twórczo i poświęcać im nieco czasu na blogu. Jeśli
ktoś z czytelników uważa, że chciałby się podzielić czymś z resztą, może śmiało
pisać na maila (jest dostępny
w moim
profilu, ale co mi tam –
doxtradus@gmail.com).
A jeśli chodzi o mój problem z pisaniem na narzucony temat, coś w tym jest.
Następnym razem postaram się bardziej przyłożyć.
Teraz nadszedł czas na opisanie mojego snu sprzed dwóch lat.
Był on jednym z niewielu, który pojawił się w mojej głowie tylko jednokrotnie.
Zwykle jedna wizja pojawia się u mnie cyklicznie, budzę się nawet o tej samej godzinie.
Tym razem było inaczej.
Świt. Jestem w moim rodzinnym mieście, znajduję się kilkaset
metrów od domu. Słyszę strzały i ryk samolotów. Zaczynam biec, mam jednak
wrażenie, że coś krępuje moje nogi, uciekam, ale wciąż stoję w miejscu. Hałas
jest coraz donioślejszy, czuję, że ktoś zbliża się w moją stronę. Nikogo jednak
nie widzę. Na niebie pojawia się Hawker Heleny – brytyjski bombowiec. Szybko znika mi z oczu, jednak dostrzegam ładunek
lecący w mój dom. Słyszę wybuch, widzę jak bloki zamieniają się w stertę gruzu.
Słyszę krzyki ludzi, asfalt na ulicy pęka. Szczelinami chodnika zaczyna płynąć
krew. Nie wiem co mam robić, dokąd uciekać. Stoję dłuższą chwilę w miejscu, aż
w końcu rozlega się kolejny wybuch. Tym razem znacznie bliżej mnie, zostaję
powalony na ziemię, tracę na chwilę świadomość.
Gdy otwieram oczy
stoją już przy mnie dwie kobiety. Wyglądają na starsze ode mnie, mam jednak
wrażenie, że są w moim wieku. Nie widzę twarzy, wiem tylko, że jedna z nich
jest blondynką, druga brunetką. Spoglądam na swoje ciało, widzę kości wystające
z moich rąk, na koszuli pojawia się ogromna, czarnokrwista breja. Nie czuję
jednak bólu, mimo to obraz rozmywa mi się coraz mocniej.
Kobiety zaczynają ze
sobą rozmawiać. Dalej nie widzę twarzy, dostrzegam jednak otwierające się co i rusz
usta. Brunetka zaczyna płakać, mam wrażenie, że coś do mnie mówi, ja jednak
niczego nie słyszę. Blondynka natomiast śmieje się. Głośno, widać, że jest
szczęśliwa. Wzrok przestaje być mglisty, rozpoznaję już obie kobiety. Pierwsza
przez chwilę kuca przy mnie trzymając mnie za rękę, zaraz potem odchodzi.
Blondynka stoi nade mną, tym razem już milczy. Widzę jej uśmiech, gniew w
oczach. Kładzie się przy mnie, przysuwa się coraz bliżej. Mam świadomość
zbliżającej się śmierci. Opadam z sił, przekręcam głowę na bok. Chodnikiem
dalej płynie krew…
Każdy człowiek ma problem z pisaniem na z góry narzucony temat. Mi najlepiej wychodzi bezsensowna paplanina o sobie, albo głupie opowiastki i może być 100 stron, a jak ma być 10 dla doktora T, to muszę żebrać o kilka casu więcej :) Dobrze, że ma anielską cierpliwość.
OdpowiedzUsuńLSD? I pomyśleć, że wszystko co tylko można Japończycy wykorzystują do tworzenia gier. Ubóstwiam teksty oniryczne! Taki dziennik to poczytałabym sobie w formie książki raczej, ale cóż dobre i to…
Nie wiem jaki cel ma to przytaczanie snów, wszystkie są bowiem dziwne, ale w tej kwestii po pierwsze: w snach zawsze widzimy ludzi nam znanych, odzwierciedlają one nasze lęki i pragnienia. Mogłeś jeszcze dodać interpretację do tego snu, a tak jest tak nagle przerwanie narracji i myśl „o koniec”. Węszę w tym zamierzony zabieg, jednak całość tak okrutnie krótka. Nie masz weny ostatnio. Wracaj na ziemię z tych ferii ;) A i po drugie miało jeszcze być: jak potrafisz tak szczegółowo pamiętać sen sprzed dwóch lat, który się nie powtórzył?
Pozdrawiam i życzę weny :)
Po pierwsze , należą Ci się gratulacje , za zaangażowanie w sprawy czytelników. Może to własnie jest brakiem weny , który wyczuwa koleżanka wypowiadająca się w komentarzu , ja wręcz przeciwnie , może dlatego ,że obserwuję Cię na co dzień i widzę Twoje starania dotyczące bloga :)
OdpowiedzUsuńPo drugie, sen sam w sobie jest snem dziwnym , niespotykanym , a przynajmniej takim którego sam nie chciałbym doświadczyć. Jednak powinieneś doszukiwać się ukrytych symboli i znaków , może to jest klucz do jego rozszyfrowania. Jeżeli sny odzwierciedlają realia naszej codziennej rzeczywistości , to patrząc na moje "przypadki" zacznę bać się zasypiać!
Zgadzam się ,że przydałaby się Twoja własna interepretacja , krótka analiza poparta Twoim punktem widzenia i własnymi codziennymi doświadczeniami. Póki co bloga czyta się bardzo dobrze , ciekawi , interesuje , spełnia swoje zadanie. Może trzeba poruszać tematy bardziej drastyczne ? Może tematy zbliżone młodym ludziom ? Związane z ich przezyciami , wizjami dzisiejszego świata? Są gusta i guściki , nie każdy będzie zadowolony , jednak Twoje starania są tutaj widoczne.
Ferie niestety się skończyły , chwalę , bo mam za co chwalić. Moim zdaniem pozytywne słowo zawsze napędza człowieka , dodaje sił do dalszego działania. Jesteś więc ofiarą mojego dowartościowania Twoich dotychczasowych dokonań :).
Póki co ,życzę dalszych pomysłów , trochę sie wygadam i powiem ,że Doxiu planuje coś zupełnie nowego , przy czym każdy z czytelników znajdzie coś dla siebie :)
Rozmyślaj , planuj , doświadczaj ..dziel. To tyle , taki mały wywód młodego pesymisty ! :)
Życzę przespanych ,spokojnych nocy ! Pozdrawiam !
Lol, Doxu - nie chcę cię deprymować z tym snem, ale ja jestem blondynką....
OdpowiedzUsuńCo do bloga - to mi się też najlepiej czyta felietony - one zawsze jakoś są najprzystępniejsze, bo można nawiązać do wszystkiego, ale wiadomo jak to jest z weną.